W ostatnich tygodniach, mimo otaczającej nas „pandemicznej” rzeczywistości, miałem okazję odwiedzić kilka miejsc w województwie łódzkim, których nie dane mi było oglądać co najmniej przez kilkanaście, a niektóre nawet kilkadziesiąt lat. Oczywiście za każdym razem staram się dotrzeć do naszych byłych „pacjentów”, jeżeli tam rosną (bądź rosły). Jednocześnie, gdy tylko wpadnie mi po drodze w oko jakiś ciekawy okaz drzewa, to potrafię się do niego wrócić, bądź wiedząc, że będę wracał tą samą drogą, staram się o ile to możliwe zatrzymać w drodze powrotnej. Tak po prostu mam. Jak mawiają lekarze od „ludzkiego dobrostanu” – zwichnięcie zawodowe. Myślę, że to już nawet jest nałóg. Całe szczęście, że nieszkodliwy…. dla mnie!

Zauważyłem, że sporo drzew, które były w latach 80-tych i 90-tych pomnikami przyrody, nie ma już w krajobrazie. Zostały usunięte. Inne część z nich została chyba „zgubiona”, bo nie ma żadnych tabliczek ochronnych. Wiele z tych pomnikowych (?) drzew, jest zaniedbana, nawet te z „nowymi” tabliczkami. Wielokrotnie próbowałem konfrontować to, co widziałem w terenie z wykazami drzew pomnikowych, zarówno na stronach GDOŚ, czy też na stronach lokalnych samorządów. Niestety mam wrażenie dużego chaosu, jaki panuje w tych wykazach. Wiele z nich nie odpowiada w ogóle rzeczywistości. Wygląda to tak, jakby nikt nie aktualizował na bieżąco tych ewidencji.

Przeglądając archiwalne Dzienniki Urzędowe Województwa Łódzkiego pod tym kątem za lata 2012-2020, wyszło mi, że o wiele więcej decyzji podjęły samorządy w celu zdjęcia ochrony z drzew pomnikowych, niż uznały nowe drzewa za pomniki. I to znacznie więcej! W „słusznie minionych czasach” łatwiej było objąć drzewo ochroną i nadać mu miano „pomnika przyrody”, a zdecydowanie trudniej można było tą ochronę z niego zdjąć.

Od momentu, gdy władztwo nad ochroną drzew pomnikowych przeszło ze szczebla centralnego do rad gminnych i miejskich, mam nieodparte wrażenie, że zdecydowanie łatwiej jest obecnie wobec drzew „wycofać” ochronę! Ale Broń Boże nie generalizuję! Z pewnością znajdą się gdzieś miejsca, w których ta statystyka jest korzystna dla nowych drzew – pomników przyrody.

Śp. Prof. Janusz Hereźniak, z którym miałem wielokrotnie możliwość spotykania się i rozmawiania na tematy nas obu interesujące, czyli drzewa i przyroda w ogóle, oraz na temat pasji Pana Profesora, czyli fotografowania, powiedział mi kiedyś:..  „Panie Marku, prawo prawem, ustawy ustawami, ale jak Pan chce naprawdę ochronić drzewo przed dewastacją i wycięciem, to trzeba na nim kapliczkę powiesić, albo rozpuścić legendę o Napoleonie lub innym Królu, który pod nim siedział. Co tam siedział. Przechodził koło niego!”…

Za każdym razem, kiedy widzę, jakie drzewa „idą pod topór”, a jednocześnie spotykam w terenie drzewa, które potrafią być prawdziwymi „zawalidrogami”, a trwają dzięki ochronie, jaką mają za ww. przyczyną, zastanawiam się nad słowem „prawo” i siłą jego znaczenia! Chodzi mi po głowie poświęcenie jednego z odcinków moich wspomnień „drzewom, których już nie ma”. I to nie tych „zwykłych”, ale tych najcenniejszych, m.in. pomników przyrody. Tylko nie wiem czy jeden odcinek mi wystarczy, żeby je wszystkie opisać?!

Sosna przy drodze
Wieś Polichno gm. Żytno. Urokliwa sosna przy drodze o obw. pow. 270 cm. Nigdzie nie znalazłem, czy jest uznana za pomnik przyrody, ale na szczęście ma na pniu zwieszoną kapliczkę, i nawet kolegom drogowcom nie przeszkadza!
Wierzba z kapliczką

I inne drzewo, na pewno nie będące pomnikiem przyrody, trwające na miejscu dzięki zastosowanej „metodzie ochrony”. Myślę, że gdyby nie kapliczka, to drzewo zostałoby ścięte.

Postanowiłem wprowadzić nowy element do moich wspomnień. Niech to się nazywa –„z otchłani pamięci”. Będę opowiadał o drzewach, które gdzieś mi umknęły z pamięci i nie opisałem ich wcześniej, a które za jakąś przyczyną „powróciły” i chciałbym je przedstawić. Stąd będzie to czasami niespójne czasowo z aktualnymi wspomnieniami.

Jako pierwszy z tych „przypomnianych” jest dąb we wsi Nagawki  gm. Dmosin, obecnie woj. łódzkie. Robiliśmy go w 1988 r. Wtedy było to woj. skierniewickie. To samo, w którym znajdował się opisywany już wcześniej Krasnów. Pracując w Krasnowie, otrzymywaliśmy czasami zlecenia od Pani Konserwator Przyrody na jakieś pojedyncze pomniki przyrody, rosnące na terenie jej jurysdykcji. Była wczesna wiosna. Drzewo rosło na polu w pobliżu starego budynku – dworku (?),  po prawej stronie drogi z Brzezin do Strykowa. Naprzeciwko, po lewej stronie drogi, były pozostałości budynków gospodarczych, pofolwarcznych. Obok rosło również wiele innych dorodnych drzew, ale zdecydowanie mniejszych od dęba. W tym nie najlepiej wyglądającym budynku mieszkała wtedy matka z synem, a we wnętrzu znajdowały się jeszcze m.in. okazałe stylowe meble! Nie wiem czy byli to „zwykli” mieszkańcy, czy potomkowie właścicieli dworu?

Dąb w Nagawkach
Rok 1988. Wieś Nagawki. Dąb – pomnik przyrody. (skan slajdu z kliszy ORWO)

Wykonaliśmy przy nim cięcia sanitarne oraz zamontowaliśmy układ kilku wiązań linowych (oczywiście przewiercanych) w koronie. Miały one uchronić przed jej rozłamaniem. W rozwidleniu korony, u nasady jednego z tych potężnych konarów przewodnich, było pęknięcie wzdłużne z otwartym ubytkiem. Na tym pęknięciu zamontowaliśmy również wiązania sztywne.  Sam osobiście, jak mawiał klasyk „tymi ręcyma”, wiązania sztywne oraz zabezpieczanie ubytku zrobiłem!

Dąb w Nagawkach
Rok 1988. Wieś Nagawki. Dąb – pomnik przyrody. Autor i jego „ówczesne dzieło”. Na środkowym konarze widoczne wiązania sztywne oraz zabezpieczony ubytek (zdjęcie poniżej) (skany slajdów z kliszy ORWO)
Dąb w Nagawkach

Mimo, że wieś Nagawki jest położona nie daleko od Łodzi, nie znajduje się jednak przy drodze głównej. I mimo, że leży w bardzo urokliwej dolinie rzeki Mrogi, jakoś nie było mi dane później tam bywać. Dopiero przy okazji przeglądania swoich archiwaliów (jakie ma miejsce w ostatnim czasie), znalazłem kilka slajdów i postanowiłem pojechać zobaczyć czy to drzewo jeszcze rośnie i jak wygląda. Znalazłem je w dobrej kondycji, co prawda z dużą ilością suszu w koronie, ale z pięknym nie zdeformowanym pierwotnym pokrojem i w pełni funkcjonującym układem wzmocnień zarówno linowych jak i sztywnych przez nas zamontowanych.

Drzewo mierzy aktualnie ponad 550 cm obwodu i ma ponad 30 m wysokości. Widocznego na starym slajdzie budynku-dworku nie ma (spłonął już wiele lat temu), a po drugiej stronie drogi, na terenie dawnych zabudowań gospodarczych, funkcjonuje firma zajmująca się przetwórstwem rolno-spożywczym. Mam nadzieję, że to drzewo jeszcze długo będzie tam dumnie rosło w dobrej kondycji! Od 1972 roku drzewo figuruje w rejestrach pomników przyrody (ze starymi parametrami dendrometrycznymi) i oby nikomu nie przyszło do głowy go z tego rejestru usuwać. A na razie proponowałbym wymienić wyblakłą już zupełnie starą tabliczkę ochronną!

Dąb w Nagawkach
Rok 2020. Wieś Nagawki. Dąb – pomnik przyrody.
Dąb w Nagawkach
Rok 1988 i rok 2020. Wieś Nagawki. Dąb – pomnik przyrody. Miejsce jakby znane?
Dąb w Nagawkach
Rok 2020. Wieś Nagawki. Dąb – pomnik przyrody. Ubytek po pęknięciu wzdłużnym na przewodniku, po 32 latach od jego zabezpieczenia.

Obok „podręcznikowo” zarośnięta rana po odciętym konarze z widocznymi śladami

       po zabezpieczeniu jej „Funabenem” oraz wyblakła tabliczka ochronna na pniu.

Wracam do dalszego ciągu moich „chronologicznych” opowiadań. Jest nadal rok 1992.

Od momentu naszych wyjazdów z ekipą w Polskę, na dłuższe prace (głównie na Pomorze Środkowe), zauważyliśmy, że jeden taki „wyskok” nie może trwać dłużej niż maksimum dwa tygodnie. Po tym czasie, chłopcom coś „strzelało” w psychice i zaczynały być problemy. Ze wszystkim. Wydajnością, koncentracją, dyscypliną. I to bez względu czy byli to panowie żonaci z rodzinami, czy kawalerowie. Stąd przyjęliśmy zasadę „dwa tygodnie i powrót”, albo wymiana ekipy, jeżeli (co też się często zdarzało po jej znacznym rozbudowaniu) tylko cześć wyjeżdżała w „delegację”. Później, gdy na kilka lat stworzyliśmy brygadę z miejscowych, zasada ta przestała funkcjonować, by powrócić znów po jej rozwiązaniu. O tym w swoim czasie.

Ten pierwszy długi wyjazd „na aleję polanowską” lub „ do Polanowa” (bo tak zaczęliśmy te nasze wyjazdy nazywać) odbywał się jednak na innych zasadach. Nacechowany był dużą dozą spontaniczności, zapału i wspólnego zaciekawienia jak to będzie?  Zarówno nas, „szefów”, jak i naszych pracowników. Również my z Klimkiem stosowaliśmy, za wyjątkiem tego „wejścia” w nowy teren, zasadę naszych wyjazdów na zmianę z ekipą. Nie zawsze spędzaliśmy z nimi całe „dwa tygodnie”, ale zawsze nowy wyjazd odbywał się w towarzystwie któregoś z „szefów”. Dodatkowo, czego nie mogliśmy wcześniej przewidzieć, te nasze pierwsze pobyty były również nacechowane dużą dozą „nowości” ! I to nie tylko dla nas. Dla miejscowych ludzi oraz przedstawicieli różnych urzędów też. Ten powiew „nowości” powodował, że byliśmy na początku naszych prac w ogniu zainteresowania lokalnych mediów oraz różnych służb technicznych jak drogowców, telekomunikacji czy energetyków, ale i policji! Nasi pracownicy, widząc to zainteresowanie, czuli się bardziej „dowartościowani”, co przekładało się, na duże zaangażowanie w jakość i wydajność wykonywanych robót.   

Aleja bukowa
A po ciężkiej pracy…..
Po pracy
…..”smakowity dymek” z szefem Klimkiem!
Firmowa flota

Powiem wprost, byliśmy na tamtych terenach pierwszą specjalistyczną firmą wykonującą tego typu prace. Wyjątek stanowił jedynie Kołobrzeg, w którym już w latach 80-tych, w przedsiębiorstwie komunalnym, była ekipa pracująca pod kierunkiem M. Kowalskiej, członka OSLiPDO a później PTChD, prowadząca bardziej „współczesne” zabiegi przy drzewach. Jednak ograniczali się tylko do prac na terenie swojego miasta. 

Po usunięciu tych największych zagrożeń w postaci połamanych i pozawieszanych drzew i konarów, przystąpiliśmy do „opatrywania” tych drzew, które uważaliśmy, że rokują i mogą pozostać nadal na miejscu po zamontowaniu na nich np. wzmocnień linowych. Ich uszkodzenia były różne. Znajdowały się tam drzewa z pęknięciami grubych konarów, a nawet całych pni. Również takie, które w perspektywie mogły zagrożenie stworzyć, mające np. grube konary przewodnie zrośnięte pod ostrym kątem (w kształcie „V”) z powstałymi zakorkami lub z dużymi ubytkami wgłębnymi na pniach lub konarach. Ponieważ drzewa były mocno wyrośnięte do góry (efekt silnego zwarcia ich koron) prawie wszystkie drzewa obniżaliśmy z wysokości. Czytający to współcześni „drzewni puryści” pewnie łapią się za głowę. Ale osiągnęliśmy w ten sposób widoczne efekt w poprawie bezpieczeństwa tych drzew dla otoczenia. Przez lata wielokrotnie sprawdzałem stan drzew na alei, które poddaliśmy zabiegom i to nie na zlecenie lub prośbę kogokolwiek. Ot tak sam z siebie. Powiem więcej. Wydaje mi się, że byłem jedyną osobą, która miała przez te lata pełną i ciągle aktualizowaną  wiedzę na temat stanu tych drzew. Tak było do 2016 roku, kiedy nasza firma przestała funkcjonować w tamtych terenach.

Aleja bukowa
Uroda natury! Aleja bukowa w bezśnieżnym styczniu 2014 roku, między Nacławiem a Jacinkami.

Ot, zmieniający się urzędnicy w różnych instytucjach przestali być zainteresowani naszymi usługami. Pojawiły się również inne firmy na tamtym rynku. A tak naprawdę, wg mojej opinii, to zupełnie inne priorytety zaczęły obowiązywać w stosunku do starszych zadrzewień. I to nie tylko  na Pomorzu Środkowym!

Aleja bukowa
Aleja bukowa w styczniu 2016 r.

Myślenie „przyszłościowe” zastąpiono myśleniem „bieżąco-wstecznym”. Wiem, że głupio to brzmi, ale postaram się wyjaśnić, co mam na myśli. Działania mające na celu pomóc starym drzewom, aby mogły jeszcze wiele lat współżyć bezpiecznie z nami (nazywam to myśleniem „przyszłościowym”), zastąpiono jedynie reakcją na  bieżące zdarzenia. Często są one bardzo przykre, gdy wykroty czy złamania drzew powodują wypadki i uszkodzenia w czyimś majątku, albo wręcz uszczerbek na zdrowiu ludzi. Bardzo często bywa to potem pretekstem do zupełnego unicestwienia tych drzew, a czasami również i innych, „bo może się znowu coś złego wydarzyć” (nazywam to myśleniem „bieżąco-wstecznym”). Proces ten zacząłem obserwować wraz z odchodzeniem pewnych osób z dotychczasowych miejsc pracy, czy to na zasłużoną emeryturę, czy z innych względów np. jako efekt zachodzących zmian w układach politycznych, mających wpływ na obsadę niektórych stanowisk w urzędach!

Moja ostatnia wizyta w sierpniu 2020 r. na alei, ponownie potwierdziła słuszność podjęcia wtedy prac w takim zakresie. Na odcinku przed wsią Nacław oraz zaraz za nią, gdzie wykonaliśmy pełny zakres prac przy 120 szt. drzew, ilość wypadów jest stosunkowo niewielka. Oczywiście aktualny stan pojedynczych drzew jest różny, adekwatny do czasu, jaki upłynął od wykonania przy nich zabiegów, których nigdy więcej nie kontynuowano. Na pozostałych odcinkach, na których w kolejnych latach robione były jedynie prace przy wybranych pojedynczych drzewach bądź prace interwencyjne, znalazłem miejsca, gdzie na odcinku nawet kilkuset metrów nie ma już drzew, bądź są jedynie pojedyncze egzemplarze. Zadziałał tzw. efekt „domina”! Przy takim zwarciu, jedno padające drzewo powodowało upadek bądź silne uszkodzenie sąsiednich!

Aleja bukowa
Rok 2007. Aleja bukowa .Efekt „domina”! Ubytki w szpalerach powstałe w wyniku wykrotów drzew
Aleja bukowa
Rok 2014

Zapyta ktoś, dlaczego w takim razie nie kontynuowano prac wg rozpoczętej „metodologii”. Przyczyn było wiele. Główną jak zwykle były ich koszty.

Koledzy drogowcy, po osiągnięciu „spokoju na drodze”, mieli trudności z przekonaniem przełożonych do ponoszenia kosztów na dalszą systematyczną pielęgnację pozostałych drzew w alei. Konserwator Przyrody nie uzyskał obiecanego dofinansowania od „centrali”, a wiadomo, że ich własne budżety nigdy nie były zasobne. Do tego doszły zmiany personalne osób decydujących o losach alei, a na końcu zmiany administracyjne (likwidacja województwa koszalińskiego).

W dalszych wspomnieniach będę się starał opisać przykłady ciekawych okazów drzew z tej alei, co przy nich zrobiliśmy i jak wyglądały po latach, gdy je oglądałem.

Uroda natury
Uroda natury! Rok 2020. Pełnia lata przed żniwami. Takie widoki można podziwiać jadąc aleją!
Widok z alei bukowej
Rok 1992. Późna wiosna. Czy to aby nie to samo miejsce?
Aleja bukowa
Rok 2020. Aleja bukowa na odcinku w pobliżu Jacinek. Fotka „ku pamięci”.

Nie cała nasza brygada przebywała w Polanowie, kilku pracowników pozostało w Łodzi, gdzie wykonywali prace na terenie miasta albo w ościennych województwach. O tych pracach też pragnę poopowiadać, a przede wszystkim o tych najciekawszych. Nie do wszystkich po latach docierałem, aby obejrzeć ich aktualny stan i czy jeszcze żyją? Niektóre z nazw miejscowości, w których robiliśmy, wręcz z niczym mi się nie kojarzą. Widać pewna rutyna powodowała, że powtarzające się prace przy podobnych drzewach (np. gatunkiem) umknęły mi całkowicie z pamięci. Z pewnych miejsc nie mam żadnych zdjęć i jednocześnie przeglądając niektóre zdjęcia nie jestem w stanie przypomnieć sobie, gdzie to było. Widać nie miałem w sobie prawdziwej pasji pamiętnikarza, który skwapliwie wszystko podpisuje i opisuje na bieżąco.

Przypomina mi się z 1992 roku  przede wszystkim pierwsza nasza wizyta w Radomsku, które to miasto, miało za niedługo zafunkcjonować na wiele lat w historii naszej firmy. Jednak ta pierwsza wizyta była na zlecenie Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody. Mieliśmy przeprowadzić prace przy najstarszym drzewie w mieście, pomniku przyrody, lipie rosnącej na terenie zabytkowego Starego Cmentarza. To bardzo duże, wieloprzewodnikowe drzewo rosło po lewej stronie przy głównym wejściu na cmentarz. Tzn. rośnie nadal! Wzmocniliśmy jego koronę trójkątnym wiązaniem elastycznym (przewiercanym) oraz skróciliśmy jej wysokość. Niestety nie zachowały się w moim archiwum żadne zdjęcia z tego pobytu, bądź ich nie miałem. Czasami było tak , że do niektórych prac z ekipą jechał Klimek, który nie zajmował się fotografowaniem, tylko skupiał się na pracy (niestety, a może…. stety?). Odnalazłem zdjęcia tego drzewa dopiero z roku 2014, oraz z 2015, kiedy to przyszło nam usunąć jeden z jej uschniętych od dawna i zaczynających zagrażać, przewodników.

Cmentarz w Radomsku
Radomsko Stary Cmentarz. Maj 2014. Pomnikowa lipa. W środku suchy jeden z przewodników, który został usunięty w maju 2015 roku, również z uwagi na mocne wypróchnienie u nasady, w rozwidleniu tych konarów.
Cmentarz w Radomsku

Poniżej ostatnie zdjęcie lipy jakie mam w swoim archiwum z marca 2019 roku.

Lipa na cmentarzu w Radomsku

Kto kiedykolwiek wykonywał prace na cmentarzach, a przy drzewach  rosnących wewnątrz kwater w szczególności, ten wie, że jest to robota  z kategorii najtrudniejszych w naszym zawodzie. I głęboko zapadająca w pamięć!

W  kolejnym odcinku opiszę bardziej szczegółowościnanie suchego przewodnika tej lipy, pokażę również jak wyglądało „wnętrze” ściętego pnia, po ponad dwudziestu latach od zamontowania wiązania.

Im głębiej sięgam do swoich archiwaliów, a przede wszystkim mojej pamięci (funkcjonującej przecież adekwatnie do mojego wieku), pojawiają się nowe epizody, które chciałbym przypomnieć sobie i Szanownym Czytającym. Stąd mam coraz większe problemy aby zamknąć jeden rok maksymalnie w dwóch odcinkach,  jak sobie pierwotnie zakładałem.

Mam nadzieję, że Pani Redaktor Naczelna, goszcząca mnie na swoim blogu, czyli Pani Małgosia Godlewska, nie będzie mi miała tego za złe?

I taka refleksja przy okazji! Podobno osoby śledzące intensywnie różne Blogi, Twitter, Instagram etc. etc. nazywają się „followersami”?.Tak mi powiedział pewien dobry młody człowiek, który pomaga mi nie zginąć w tym wirtualnym świecie. Ciekawe czy jest już jakieś polskie określenie takich osób? „Śledzinauta”, „czytelnauta”? Nie…to jakoś głupio brzmi!

Tekst i zdjęcia: Marek Kubacki

Poprzedni odcinek Opowieści Marka Kubackiego znajdziecie TUTAJ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *