Ten odcinek opowieści odbiega od przyjętego dotychczas przeze mnie schematu.

Nie ma w nim odniesienia do wydarzeń z historii naszej firmy czy innych wydarzeń „około”. Postanowiłem napisać go z uwagi na zbliżający się okres wyjazdów urlopowo-wakacyjnych (dzięki m.in. łagodzeniom obostrzeń pandemicznych). Mam nadzieję, że będzie zachętą do wzbogacenia tych wyjazdów o doznania nie tylko „solarne”.

Przez okres ponad dwudziestu lat pracy naszej firmy na Pomorzu Środkowym (teren dawnego województwa koszalińskiego) miałem możliwość poznania „drzewnych zasobów” na tamtych terenach. I nie mówię tutaj o lasach, których jest wiele, ale o drzewach rosnących przy drogach (drzewa pojedyncze oraz stare aleje), drzewach pośród pól (tzw. remizy), w parkach, ogrodach i ogródkach. Oczywiście chodzi o stare, piękne okazy, z których niewielka tylko część jest objęta indywidualną ochroną jako pomniki przyrody, a niektóre chronione w ramach większych form (Natura 2000, parki narodowe, parki krajobrazowe). Niestety, te niechronione w sposób szczególny traktowane są tak samo jak i w całym naszym kraju, tak że wiele wspaniałych drzew narażonych jest po prostu na ludzkie „widzi mi się”!

Aleja klonowa
Jedna z wielu alei, jakie można jeszcze spotkać na Pomorzu. Tę akurat tworzą stare omszone klony pospolite i klony jawory.

Przekonałem się o tym ostatnio ponownie, gdy dane mi było spędzić trochę czasu w tamtych rejonach, częściowo na koszt naszego Państwa (czytaj: pobyt w sanatorium). A dlaczego częściowo? Bo kuracjusz musi dopłacać do swojej kuracji. Pomyśleć, że są kraje, i to te, nazywane w mojej młodości „zgniłym zachodem”, gdzie pobyt w celach leczniczych w sanatorium w całości finansują ichnie NFZ-ty!

Dzięki temu pobytowi mogłem jednak, w wolnym czasie od zabiegów, unikając „pandemicznych” kontaktów z innymi kuracjuszami, pozwiedzać trochę okolice.

Tym razem nie były to „nasze tereny”, na których wraz z firmą spędziliśmy przy różnych pracach wiele lat, ale równie bogate w „zielone skarby” miejsca położone na terenie dawnych województw słupskiego i gdańskiego (obecnie częściowo pomorskie i częściowo zachodniopomorskie).

Kiedy przybywamy na te tereny w celach wypoczynku wakacyjnego (tzn. My z innych regionów kraju) z reguły szukamy wolnego miejsca na plaży, a nie ciekawych drzew czy urokliwych i niebanalnych miejsc. A szkoda, bo jest tam co oglądać. Dlatego pozwolę sobie zaproponować wszystkim jadącym nad polskie morze (w szczególności …tu zapożyczę określenie naszej zmarłej koleżanki Ani Szczocarz…”drzewoświrom”) znalezienie chwili (zatrzymanie w podróży lub lekkie zboczenie z trasy) i obejrzenie kilku pięknych drzew czy miejsc, które na mnie zrobiły wrażenie, a naprawdę już wiele widziałem!

Oczywiście mam świadomość, że osoby zamieszkujące tamte rejony naszego kraju lub bardzo często tam bywające inaczej postrzegają elementy miejscowego krajobrazu i to, co robi wrażenie na kimś takim jak ja, z centralnej Polski, dla nich może jest powszechne i niewarte uwagi? A może jednak się mylę?

Wiele z tych wspaniałych okazów drzew rośnie w parkach przypałacowych czy podworskich.

Są to obiekty często kilkunasto-, a nawet kilkudziesięciohektarowe, bo też i skala wielkości tych posiadłości, będących kiedyś własnością pruskich baronów, hrabiów czy przemysłowców, była zdecydowanie inna niż naszej środkowopolskiej szlachty. Ich całe majątki obejmowały często kilka tysięcy, a nawet kilkanaście tysięcy hektarów!

Stan zachowania tych obiektów jest bardzo zróżnicowany, od bardzo zadbanych, w których pomieszczono luksusowe hotele, do ruin lub wręcz miejsc, gdzie tylko wprawne oko może dostrzec, dzięki właśnie starym drzewom często rzadkich gatunków, że była tam onegdaj jakaś ludzka siedziba.

W wielu z nich pomieszczono Domy Pomocy Społecznej, jak na przykład w opisywanym już wcześniej przeze mnie wielokrotnie Parsowie.

Jednak stan budynków nie zawsze odpowiada stanowi otaczających je parków czy ogrodów,  a tym bardziej stanowi zachowania znajdujących się w nich drzew. Widziałem obiekty, w których wykorzystywano budynki dla różnych celów (zarówno będące w rękach prywatnych, jak i będące własnością instytucji państwowych czy samorządów), natomiast parki przy nich i rosnące w nich drzewa, wywoływały we mnie bardzo skrajne uczucia. Od zachwytu (bardzo rzadko) do żalu i wręcz wściekłości (bardzo często)!

Zaniedbany park przypałacowy
Jeden z wielu zaniedbanych parków przypałacowych, w którym stare piękne okazy drzew są przytłoczone samosiewami i narażone na zniszczenie przez padające suche drzewa.
Tu widoczny również (wywrócony) kamienny stół ogrodowy.

Większość z tych obiektów aż do 1945 roku była w rękach właścicieli, którzy często od wielu wieków i przez wiele pokoleń nieprzerwanie nimi zarządzali. Niemiecka kultura ogrodnicza oraz zdecydowanie łagodniejszy klimat niż np. w centralnej Polsce powodowały, że sadzono w tych obiektach sporo ciekawych, świeżo introdukowanych do Europy, gatunków drzew egzotycznych, których wiele dorodnych okazów jeszcze można tam spotkać, a i drzewa rodzimych gatunków w tych korzystnych warunkach osiągnęły imponujące rozmiary!

Drzewa w Parsowie
Ponad 30-to metrowej wysokości żywotniki olbrzymie o obwodach 360-400 cm w parku przypałacowym w Parsowie (te wyższe i jaśniejsze). Obok nich rosną dwa piękne kilkunastometrowe żywotnikowce japońskie Thujopsis dolabrata (te niższe i ciemniejsze). Ponieważ gatunki te zostały sprowadzone do Europy w połowie XIX w. to myślę, że widoczne na zdjęciu należą do najstarszych i największych na terenie Polski. Wszystkie drzewa są nadal w bardzo dobrej kondycji!
Gałązki żywotnikowca
Gałązki kilkunastometrowego żywotnikowca japońskiego rosnącego w Parsowie. Po prawej widoczne charakterystyczne białe plamki znajdujące się na ich spodniej części.
Żywotnik olbrzymi
Pień jednego z żywotników z Parsowa o obwodzie ponad 4 m.

Tylko niewielka część tych terenów trafiła po 1919 roku pod administrację polską. Dopiero w wyniku II wojny światowej tereny te weszły w całości w obszar Polski w jej nowych granicach.  Wyciąganie jednoznacznych wniosków wynikających z tej sytuacji dziejowej jest zbyt „niebezpieczne” dla osoby niebędącej historykiem tych czasów lub niepochodzącej np. z rodzin, które zaraz po wojnie zostały tu siłą przesiedlone z innych, często bardzo oddalonych regionów dawnej Polski, którzy nigdy nie poczuli, że są tutaj „na swoim”!

Dopiero w II poł. lat 90-tych XX w. zaczął się na tych terenach prywatny ruch inwestycji budowlanych na większą skalę. Użytkujący i zamieszkujący przydzielone budynki nie byli zainteresowani nawet ich remontami, a co dopiero utrzymaniem otaczających je parków i ogrodów!

Oczywiście mam własne przemyślenia na ten temat, tym bardziej, że byłem naocznym świadkiem przemian społecznościowych, jakie nastąpiły tam na początku 90-tych lat XX w. po tzw. „rewolucji balcerowiczowskiej”, kiedy na potęgę padały PGR-y, SKR-y i inne podobne organizmy gospodarcze, które były głównymi administratorami tych obiektów i zatrudniały zdecydowaną większość tamtejszej ludności. Pracowaliśmy wtedy na tych terenach i zatrudnialiśmy m.in. ludzi wywodzących się z tych upadłych jednostek.

Myślę, że wystarczy tego wstępu i moich ogólnych refleksji.

Chciałbym teraz opisać niektóre z ciekawych miejsc i kilka pięknych drzew, jakie udało mi się zobaczyć, zachęcając jednocześnie do ich odszukania i obejrzenia np. w trakcie zbliżających się urlopowych wyjazdów.

Jadąc na odpoczynek do m. Rowy, proponuję zwolnić na widok tabliczki z nazwą miejscowości Dębina, tuż przed Rowami. Po prawej stronie drogi na wzniesieniu widać stary ceglany spichlerz (?) zamieniony na pensjonat. Kilkadziesiąt metrów przed nim można zauważyć wjazd na polną drogę zaakcentowany dwoma kamiennymi kołami młyńskimi po obu jej stronach.

Dębina koło Rowów
Dębina k/Rowów. Jedno z młyńskich kół „kierujących” do dęba.

Kawałek dalej za nimi widać „prawdziwe cudo”, czyli przysadzistego dęba o krótkim pniu z równomiernie rozłożoną koroną, rosnącego na niewielkim pagórku! A w tle rozciąga się drugi piękny widok. Ponad polami i Jeziorem Gardno na horyzoncie widać świętą górę Słowian, czyli wznoszący się 115 m n.p.m. – „Rowokół”! Są to widoki dostarczające wrażeń wartych zatrzymania na moment w podróży, tam lub z powrotem!

Dąb we wsi Dębina
Dąb we wsi Dębina k/Rowów.
Dąb w Dębinie
Masywny, krótki pień dęba w Dębinie.
Wzniesienie Rowokół
Dębina k/Rowów. Widok spod dęba na wzniesienie „Rowokół”.

Chcąc znaleźć jakąś informację na temat tego drzewa wpisałem w przeglądarkę internetową – Dębina dąb pomnik przyrody– i wyświetliło się…. „Dąb Słowianin – pomnik przyrody znajdujący się we wsi Dębina…”, już myślałem, że mam, ale niestety to nie był ten tylko inny rosnący w gminie Jelcz-Laskowice, w województwie dolnośląskim. Dalsze szczegóły opisu drzewa pasowały prawie „jak ulał” do tego rosnącego przed Rowami… „To pomnikowy dąb szypułkowy, z krótkim, masywnym pniem i kopulastą koroną, o wymiarach… Stan zdrowotny Słowianina uznaje się za dobry.(skróty moje)

Niestety nie znalazłem informacji czy drzewo to jest pod ochroną, ale z pewnością na nią zasługuje, choć nic nie wskazuje, aby mu coś obecnie miało zagrażać (rośnie na wygrodzonej prywatnej posesji)! Może jednak nie jest bezimienny i ma jakieś własne imię, jak ten dolnośląski „Słowianin”? Uważam, że każdy pomnik przyrody powinien mieć jakieś imię własne. Jakże inaczej to brzmi, gdy mówimy o dębie „Bartek”, „Słowianin” czy „Napoleon” lub „Fabrykant”, niż… dąb szypułkowy! Być może, że to bardziej familiarne traktowanie drzew pomogłoby również w ich lepszej ochronie.

Kiedy przegrzani nadbałtyckim słońcem chcemy na moment odpocząć od tego „obowiązku wakacyjnego”, jakim jest mocno przypalona nasza skóra, proponuję wyskok z Rowów do wsi Kluki, gdzie znajduje się Muzeum (skansen) Wsi Słowińskiej. Jadąc tam, po przejechaniu przez wieś Łokciowe, zalecam zwolnić mocno przy wjeździe do mieszanego lasu, gdyż po lewej stronie drogi, ok. 50 m od asfaltu, rośnie przepiękny stary buk z „wyeksponowanymi”, na ok. 1 m nad powierzchnię gruntu, korzeniami. To oczywiście efekt dostosowywania się drzewa do zalewania tych terenów oraz do ukształtowania terenu, na którym rośnie (lekka terenowa „fałda”). Pamiętać jednak należy, że jesteśmy na terenie Słowińskiego Parku Narodowego, stąd uważajmy przy podziwianiu tego okazu!

Stary buk
Stary buk

Jadącym z kolei na Mierzeję Helską lub do Jastrzębia proponuję zboczyć nieco z trasy i zahaczyć o Rzucewo i Celbowo (warto i to bardzo!). W obu tych miejscowościach poza atrakcjami stricte turystycznymi, jak czynny i możliwy do obejrzenia hotel w Rzucewie mieszczący się w zabytkowym pałacu, czy tamtejsze widoki na Zatokę Pucką i Hel, polecam miłośnikom przyrody, a zwłaszcza drzew, odszukanie w parkach wspaniałych okazów drzew. Rosną w nich największe na terenie Polski i prawdopodobnie najstarsze kasztany jadalne. Opisywał je w 1992 roku Cezary Pacyniak (Najstarsze drzewa w Polsce). Ich kondycja jest odpowiednia do ich wieku, natomiast rozmiary imponujące: te w Rzucewie przekraczają 4 m.

Kasztan w Rzucewie
Jeden z kasztanów jadalnych w Rzucewie w pobliżu zejścia na molo, o obwodzie ponad 4 m.

Natomiast kasztan jadalny w Celbowie przekracza w obwodzie metrów 6!

A to tylko niektóre ze „smaczków”, jakie można zobaczyć w tych parkach. Mającym więcej czasu i „koneserom drzewnego tematu” polecam zwłaszcza Celbowo. Obok pomnikowego kasztana znajdą bardzo stary okaz lilaka amurskiego, zwanego „miodowym”, kwitnącego właśnie latem (najpóźniej ze wszystkich lilaków) i zabójczo pachnącego miodem! Następnie proponuję spacer „aleją wiekowych drzew” zaczynającą się wspaniałymi okazami jesionów wyniosłych, przechodzącą następnie w lipową i na końcu w dębową. Nie wiem czy to jest obiekt chroniony prawnie, ale składa się z imponujących okazów wartych obejrzenia.

Kasztan w Celbowie
Potężny o ponad 6-cio metrowym obwodzie kasztan jadalny w Celbowie.
Lilak amurski
Celbowo. Na pierwszym planie stary krzew lilaka amurskiego w wiosennym, delikatnym ulistnieniu, a w tle z prawej opisywany kasztan jadalny.
Lilak amurski
Nie mając w swoich zasobach zdjęcia kwitnącego lilaka amurskiego prezentuję zdjęcie pozyskane ze strony sklepu internetowego – www.sklep-nasiona.pl
Jesiony w Celbowie
Celbowo. Potężne, prawdziwie „wyniosłe”, jesiony rosnące na początku „alei wiekowych drzew”.

O kolejnym miejscu chciałbym napisać nieco więcej, mimo że nie mieści się w pobliżu utartych szlaków wakacyjnych i żeby je odwiedzić trzeba trochę pokluczyć krętymi, lokalnymi drogami, często o różnej, jakości nawierzchni, ale w dobie GPS-ów, to żaden problem!

Kiedy na początku lat 90-tych XX w. zaczęliśmy często przebywać na tych terenach wykonując różnorodne prace przy drzewach, zauważyłem na mapie nazwę Stary Kraków, bo to właśnie do niego chciałbym również zaprosić zainteresowanych. Niestety nigdy wcześniej nie było mi dane tam dojechać, mimo że bardzo chciałem! A dlaczego tak chciałem? Ci, co mnie znają wiedzą…. że jestem z urodzenia krakowianinem i spędziłem w mym rodzinnym „starym” Krakowie kilkadziesiąt lat, nim przeniosłem się do Łodzi.

Ciekawiło mnie po prostu, co to za miejsce ten Stary Kraków. Ale co się odwlecze…

Dość, że w końcu dotarłem! Jest to wieś wchodząca obecnie w obszar tzw. „Krainy w Kratę”, czyliproduktu turystycznego, mającego uatrakcyjnić i zachęcić do odwiedzania nie tylko nadmorskich kurortów przez przyjeżdżających na te tereny. Nazwa pochodzi od budynków z tzw. muru pruskiego, które dominują na tym terenie. W ostatnich latach, korzystając z różnorodnych funduszy, w tym oczywiście unijnych, w wielu z tych miejscowości poddano je zabiegom odnowieniowym, dzięki czemu zyskały atrakcyjny wygląd, „ogarnięto” też i te miejscowości. Najsłynniejszą z nich jest Swołowo, zwane stolicą tej Krainy w Kratę. Polecam obejrzeć, naprawdę warto! Świat jakby z baśni Braci Grimm, gdyby nie….te samochody i ciągniki! Poza ciekawymi obiektami wprawne oko odnajdzie pomnikowego dęba czerwonego rosnącego przy kościółku, a nawet młodą ok. 3 m araukarię w ogródku przy miejscowym sklepiku.

Swołowo
Swołowo na terenie „Krainy w Kratę”.

No, ale wróćmy do „mojego” Starego Krakowa (Alt Krakow). Na jazdę do tej miejscowości zdecydowałem się ze względu na jej nazwę. Dopiero na miejscu znalazłem coś, co chyba mnie podświadomie do niej ciągnęło!

Stary Kraków

Poza oczywiście wspomnianymi wyżej odremontowanymi „domkami w kratę”, w pobliżu kościółka, którego historia sięga gotyckich początków, rośnie stary dąb obrośnięty bluszczem. Tak starego pnącza jeszcze nie widziałem! Próbowałem pomierzyć jego obwód (pędu pnącza), ale jest mocno przyrośnięty do pnia drzewa. Oceniłem, że ma ok. 150 cm obwodu, w klasycznej tzw. pierśnicy! Brak słów na opisanie tego przyrodniczego zjawiska. Zresztą osądźcie sami Szanowni Czytelnicy czy nie mam racji, w oparciu o tych kilka moich amatorskich zdjęć! 

Dąb porośnięty bluszczem
3 x S! Stary dąb porośnięty bardzo starym bluszczem w Starym Krakowie.
Bluszcz zwyczajny
Nasada pnia dęba z przyrośniętym do niego pędem (pniem?) starego bluszczu.
Bluszcz zwyczajny
To jest główny pęd bluszczu…..
Bluszcz zwyczajny
…..oplatający pień dęba…
Bluszcz zwyczajny
….przekształcający się na kilku metrach wysokości jakby w „dłonie” ….
Bluszcz zwyczajny
…obejmujące swoimi „palcami” drzewo.
Bluszcz zwyczajny
Bluszcz ten obficie owocuje!

Dla nieznających „specyfiki” życia tej rośliny wspomnę, że jeżeli kwitnie (stare wieloletnie rośliny) to jesienią, natomiast jego owoce (ciemnoniebieskie pestkowce) dojrzewają na drugi rok, na przełomie kwietnia i maja.

Dotychczas wydawało mi się, że nasz pomnikowy bluszcz na ul. Kilińskiego (ściana Muzeum Przyrodniczego) ma gruby pęd, ale po tym, co zobaczyłem w Starym Krakowie muszę mocno skorygować ten pogląd!

Pomnikowy bluszcz
Łódź. ul. Kilińskiego. Bluszcz – pomnik przyrody, równie piękny, choć nie tak gruby.

Ponieważ nasz łódzki, pomnikowy bluszcz, jest „wyceniany” na ok. 100- lat, to ile może mieć ten w Starym Krakowie? Czy jest pomnikiem przyrody?

Będąc w Starym Krakowie przeczytałem na stojącej tam tablicy informacyjnej, że jest również Nowy Kraków i że pierwotnie Stary Kraków był nazywany Krakowem (Krakow), ale jak powstał Nowy Kraków, to ten przemianowano na Stary (Alt). Dowiedziałem się również, z tejże tablicy (jak widać trzeba je czytać, bo zawierają wiele ciekawych informacji), że z miejscowości tej pochodzi sława ornitologiczna i przyrodnicza Hans Friedrich Gadow (1855-1928). Po skończeniu szkoły podstawowej w Starym Krakowie, średniej w Sławnie oraz uczelni wyższych w Berlinie, Jenie i Heidelbergu wyemigrował do Londynu i po przyjęciu obywatelstwa Królestwa stał się członkiem Brytyjskiej Unii Ornitologów i Royal Society. Jego prace badawcze doprowadziły m.in. do rozwoju nowoczesnej klasyfikacji ptaków! Zajmował się on również badaniem innych elementów fauny, a także badaniem flory.

Idąc „za ciosem” postanowiłem odszukać i drugi (właściwie to trzeci) Kraków! A ponieważ zmiany administracyjne zachodzą szybciej niż zmiany na mapach i w GPS-ach, dzięki metodzie „szukaj przy pomocy miejscowych, to znajdziesz”, po drobnych perturbacjach odnalazłem również Nowy Kraków. W przeciwieństwie do Starego, ten Nowy Kraków to aktualnie leśna osada, jedynie z paroma „domami w kratę”. Miejsce urokliwe, ale bardziej dla poszukujących zupełnej samotności i obcowania jedynie z przyrodą. Podobno w jednym z tych zabudowań funkcjonuje agroturystyka, ale nie sprawdziłem tego. Wyczytałem, że w okolicy jest kilka drzew pomnikowych, niestety czasu na ich odszukanie już nie miałem.

Nowy Kraków
Oto Nowy Kraków schowany pośród buczyny pomorskiej.
Nowy Kraków
Budynki „w kratę” w Nowym Krakowie.

Na koniec tego sanatoryjno-turystycznego odcinka prezentuję piękną 25-cio letnią araukarię chilijską, jaka rośnie w Ustce przy ul. Żeromskiego 1 obok pensjonatu „Villa Red”,  którą podziwiałem przez cały mój pobyt, codziennie spacerując w jej pobliżu. Willa obok której rośnie ma też „niezłą historię”, zbudowana dla Kanclerza Niemiec Ottona von Bismarcka, przed II wojną była własnością Hermana Göringa.

W kolejnym odcinku napiszę nieco więcej o tym bardzo ciekawym i rzadkim gatunku jakim jest araukaria oraz opiszę, prawdopodobnie najstarszą i największą w Polsce, jaką udało mi się zobaczyć.

Araukaria
Araukaria

Niech ten piękny okaz dendroflory, tak jak inne opisane okazy i miejsca, będą zachętą dla osób spędzających nad naszym morzem wakacyjno-urlopowe pobyty, o wzbogacenie ich w wartości poznawcze.

Szczególny apel mam do ewentualnie czytających mnie osób zamieszkujących tamte tereny, o „zabawienie się” w poszukiwaczy i odkrywców, bo jestem głęboko przekonany, że mają tam jeszcze dużo do odkrycia, a dzięki temu być może i do uratowania (objęcia ochroną prawną) wielu wspaniałych elementów naszej przyrody!  Tym bardziej, że opisane okazy i miejsca, to tylko niektóre z wielu, które udało mi się obejrzeć (może będzie okazja, żebym jeszcze o niektórych wspomniał), a jednocześnie to jedynie drobinka tego, co na tamtych terenach można jeszcze zobaczyć!

A wszystkich zaniepokojonych moją aktywnością zapewniam, że wszelkie zaordynowane mi zabiegi sanatoryjne wykorzystałem!

ekst i zdjęcia: Marek Kubacki

Poprzedni odcinek Opowieści Marka Kubackiego TUTAJ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *