Kiedy pisałem o przesadzaniu drzew z zamrożoną bryłą korzeniową, nadmieniłem również o przesadzaniu „nowoczesnym”, czyli przy użyciu specjalnie do tego przeznaczonych maszyn lub innych współczesnych metod.
Jedna z Szanownych Czytelniczek w swoim komentarzu dociekała, co się kryje pod słowem, „ale..” na zakończeniu któregoś ze zdań i zapytała czy zamierzam coś więcej napisać o tym sposobie przesadzania starszych (dużych) drzew?
Oczywiście, że miałem taki zamiar, więc niejako „wywołany do tablicy”, postanowiłem teraz nieco więcej na ten temat napisać. Tym bardziej, że akurat zbiega się to z faktem, iż po raz pierwszy w naszej firmie skorzystaliśmy z tej metody w roku 1999 – a o tym roku chciałbym teraz zacząć wspomnienia, wracając na „utarte” tory moich opowieści, czyli przytaczania również historii dotyczących prac wykonywanych przez naszą firmę.
Jednocześnie okazało się, że pisząc ten odcinek „wstrzeliłem się” niejako w aktualną tematykę niektórych portali internetowych.
Mam przy tym świadomość, że poruszam kolejny niejednoznaczny i kontrowersyjny temat związany z drzewami!
Czasami mam wrażenie, czytając lub słuchając niektórych wypowiedzi w różnych mediach, że panuje opinia, iż nie ma nic prostszego niż przesadzenie starszego drzewa przy pomocy maszyny zwanej przesadzarką!
Ja jednak uważam, że przesadzanie starszych drzew to operacja trudna i złożona!
Na wstępie chciałem zaznaczyć, aby nie być posądzonym o niecne zamiary, że nasza firma wykonywała przesadzania drzew przy użyciu specjalistycznych maszyn, ale nie mogę powiedzieć, że wykonaliśmy wiele tych prac i że mam bardzo duże doświadczenie.
Zdecydowanie nie!
Są w naszym kraju firmy i osoby, które ten temat mają, mówiąc kolokwialnie, „w małym paluszku”. Gdzie nam porównywać sto kilkadziesiąt przesadzonych starszych drzew, z setkami czy tysiącami drzew, które niektóre z tych firm przesadziły i nadal to czynią!
Starałem się jednak w miarę możliwości obserwować również prace innych firm wykonane na terenie m.in. naszego miasta Łodzi (i nie tylko) oraz ich efekty.
Krótkie wyjaśnienia, co ja rozumiem pod pojęciem przesadzanie drzewa starszego.
Po pierwsze, nie uważam za takie drzewo pochodzące bezpośrednio ze szkółki i sadzone w miejsca docelowe, bez względu na jego wiek i rozmiary, ponieważ było ono przez lata specjalnie przygotowywane do tego typu operacji i przy poprawnym jego wydobyciu z gruntu, transporcie, sadzeniu i pielęgnacji efekty winny być 100%, no może 99% (teoria Czarnego Łabędzia przecież działa!).
Po drugie, drzewo starsze, przeznaczone do przesadzenia, to moim zdaniem takie, które rośnie swobodnie w danym miejscu (z którego chcemy je zabrać) co najmniej kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, i jest z tym miejscem różnorodnie trwale powiązane oraz od niego uzależnione (najczęściej poprzez rozbudowany system korzeniowy).
Do przesadzania tych starszych drzew stosuje się różne sposoby, metody oraz oprzyrządowanie.
Wbrew popularnemu przysłowiu, starsze drzewa były przesadzane już w czasach przedchrystusowych. Zainteresowanych tematem odsyłam do specjalistycznej literatury, w tym m.in. książki mojego dobrego Kolegi Jana Klauzy pt. „Jak przesadzać drzewa starsze”,wydanej nakładem autora w 2000 roku.
Janek jest jednym z największych specjalistów w tej dziedzinie w Polsce.
Część nakładu swojej książki „zaopatrzył” godłem Polskiego Towarzystwa Chirurgów Drzew, którego członkiem jest prawie od początków jego istnienia.
J. Klauza jako pierwszy w Polsce zaczął wykonywać przesadzanie starszych drzew przy użyciu specjalistycznych maszyn i to na dużą skalę, tworząc i udoskonalając swoje oryginalne metody, początkowo korzystając również z doświadczenia zachodnich firm, zwłaszcza tych dysponujących maszynami największymi, dopóki ich nie zakupił do swojego parku maszynowego.
W moim archiwum znalazłem zdjęcie z 1938 r. z przesadzania starszego drzewa (lipy) przy pomocy tzw. „sani” ciągnionych przez konie (opis na odwrocie w j. niemieckim).
Jak już wspomniałem pierwsze zlecenie na tego typu usługę otrzymaliśmy w kwietniu 1999 roku od osoby prywatnej (!). Tzn. wobec nas występował w tej roli pewien młody mężczyzna, a kto się znajdował za jego postacią trudno mi powiedzieć. Zapamiętałem go również z tego powodu, że był wobec nas, powiem delikatnie, nie do końca w porządku i musieliśmy się mocno starać, żeby uzyskać zapłatę za tę usługę! Chodziło mu o uzyskanie miejsca na działce przeznaczonej pod nowy budynek mieszkalny (wtedy jeszcze nie używano słowa – developer).
Ponieważ jednak prace się nam udały i drzewa rosną do dnia dzisiejszego (tzn. dokładnie rzecz biorąc, obecnie już nie wszystkie), to zdradzę gdzie to miało miejsce. Są to drzewa z gat. świerk i rosną na skwerze przy ul. Zmiennej w Łodzi.
W momencie przesadzania nie były to drzewa dużych rozmiarów, gdyż rosły w mocno zwartej grupie, ale co najmniej kilkunastoletnie (wprawne oko znawcy oceni to po ilości ich „okółków”), toteż przesadzaliśmy je po kilka na raz, aby nadmiernie nie uszkodzić ich wzajemnie przerośniętych systemów korzeniowych.
Przy podejmowaniu decyzji o przesadzeniu drzew starszych bardzo ważne jest właściwe rozeznanie kilku czynników mających wpływ na udatność operacji, m.in. świadomość, z jakim gatunkiem drzewa (drzew) ma się do czynienia, i w związku z tym zaplanowanie czynności uzupełniających. Drzewa iglaste, które nie należą do dobrze znoszących te zabiegi, należy traktować bardzo „delikatnie” i bardzo popracować nad wzbogaceniem ich nowego środowiska, do którego zostają wprowadzone.
Do minimum należy również ograniczyć usuwanie żywych gałęzi przed ich przesadzeniem, co np. w przypadku drzew liściastych jest wręcz zalecane („bo po przesadzeniu osłabione korzenie będą miały mniej pracy do wykonania”). Wymagają też szczególnej opieki po ich przesadzeniu, zwłaszcza w aspekcie kontroli wilgotności gleby. Przede wszystkim jednak ważnym jest właściwy dobór wielkości przesadzarki do wielkości ich systemu korzeniowego! Z praktyki i obserwacji wiem, że „porywanie się” na przesadzanie zbyt dużych drzew iglastych skazane jest na niepowodzenie (zresztą nie tylko iglastych).
Kolejnym zleceniem w roku 1999 było przesadzenie sporego dęba szypułkowego pod potrzeby rozbudowującego się kampusu UŁ (m.in. Biblioteki). Miało to miejsce późnym latem. Wynajęła nas firma budowlana wykonująca tam prace. Oczekiwali od nas jedynie przesadzenia tego drzewa w inne, wskazane przez nich nieodległe miejsce, bez późniejszej „opieki” nad nim.
Wiąże się z tym pewne, wtedy „mrożące krew w żyłach”, zdarzenie!
Do wykonania tej operacji została sprowadzona z Niemiec duża przesadzarka.
J. Klauza, który nam pomagał w jej załatwieniu, jeszcze nie dysponował taką maszyną (i nikt inny jeszcze wtedy w Polsce również).
Praktyka takich prac wygląda tak, że najpierw przesadzarka wykopuje miejsce pod przesadzane drzewo. Materiał wyjęty z tego miejsca jedzie w tzw. „tulipanie” w pobliże miejsca wyjęcia starszego drzewa z gruntu. Ziemia ta jest potem wykorzystywana do zasypania powstałego dołka po wyjętym drzewie.
Kierownik budowy po analizie (wraz z nami) dokumentacji z zaznaczonym przebiegiem podziemnych instalacji, wskazał miejsce, w które mieliśmy przesadzić dęba. Operator przesadzarki, Niemiec, rozpoczął zanurzanie noży „tulipana” w grunt do pełnego jego zasięgu, po czym domknął je i rozpoczął podnoszenie „tulipana”. Uniósł go na kilkanaście centymetrów w górę, po czym zaczął krzyczeć, że noże coś trzyma, o coś zahaczyły!
Wyjął je z ziemi i przesunął miejsce wykopywania dołka pod drzewo o kilkadziesiąt centymetrów w bok. Teraz już poszło gładko! Kiedy wyjął „tulipana” na powierzchnię, a w powstałym w tym miejscu dołku osypała się ziemia, odsłonił się gazociąg, o który zahaczyły noże. Wg dokumentacji miał być metr dalej!
Nie muszę chyba wspominać, jak wszyscy wyglądaliśmy, gdy dotarło do nas to, co się mogło stać. Ja osobiście nie pamiętam, czy kiedykolwiek jeszcze w takim tempie „popłynąłem”, a koszula, w której byłem, wyglądała jak wyjęta prosto z wody!
Gdyby nie doświadczenie i „wyczucie sprzętu” przez operatora, tej opowieści by nie było, tak jak i jej autora!
Po tym zdarzeniu nie ufaliśmy już przedstawianym nam dokumentacjom instalacji podziemnych i wykonywaliśmy tylko takie prace, gdzie mieliśmy gwarancję, że nie dojdzie do takiej sytuacji, albo prosiliśmy o wskazywanie takich miejsc na przesadzenie drzew, gdzie w pobliżu nie było w ogóle podziemnych instalacji.
Próbowałem ostatnio odnaleźć to przesadzone drzewo, ale niestety go nie znalazłem!
Ponieważ po tej operacji nie mieliśmy z nim nic wspólnego, nie wiem czy zostało usunięte, czy może ponownie je przemieszczono w inne miejsce, w którym być może żyje nadal?
W najlepszym okresie dla tych prac (na początku lat 2000-nych) z uwagi na boom inwestycyjny, zwłaszcza powstających wtedy jak grzyby po deszczu marketów, hipermarketów i różnych centrów handlowych (galerii), przesadzaliśmy rocznie kilkanaście, kilkadziesiąt starszych drzew. Po pewnym czasie przestaliśmy przyjmować takie zlecenia „na mieście”. Stało się to w momencie, kiedy dotarło do nas, że inwestorom zlecającym wtedy te prace wcale nie zależało na ich „udatności”. Uświadomił mi to pewnego razu pewien pan reprezentujący jedną z wielkich sieci handlowych, w momencie, gdy na jednej z działek, na których miał być wybudowany ten obiekt, rosły duże drzewa, co do których miałem wątpliwości, czy w ogóle nadają się do przesadzenia z uwagi na swoje rozmiary.
Tenże człowiek stwierdził, że jemu nie chodzi o udatność, tylko o to, żeby usunąć te drzewa w inne miejsce i w ten sposób odsunąć opłaty, które musiałby ponieść za nie, na trzy lata…!
„ Ja w tym czasie, proszę Pana, wybuduję za te wstrzymane opłaty dwa, trzy takie pawilony, które zarobią na ewentualne opłaty za np. ich nie przyjęcie się, a przecież da się zrobić, żeby po trzech latach jakaś gałązka na nich była żywa. No nie…?”
Później kilkanaście drzew starszych przesadziliśmy jeszcze jedynie na terenie łódzkiego Ogrodu Botanicznego. Jedno z nich nawet w formie pokazowej, przy udziale mediów, z komentarzem na bieżąco prowadzonym przez Klimka. Miało to miejsce w czerwcu 2007 r.
Również ostatnia nasza operacja przesadzenia drzewa odbyła się na terenie Ogrodu Botanicznego. Był to grab. Został przesadzony z okolic Skansenu, w pobliże kolekcji peonii.
I w tym przypadku, jak we wszystkich dotychczasowych, korzystaliśmy ze maszyny Firmy Ogrobud z Pleszewa, czyli firmy, której właścicielem jest J. Klauza. Pokazałem to na poniższych zdjęciach.
Zawsze staraliśmy się „przewartościować” wielkość drzewa w stosunku do wielkości zastosowanej do tego maszyny. Gwarantowało to, że uszkodzenia systemu korzeniowego będą mniejsze.
Drzewa za pomocą swoich korzeni wchodzą w złożone interakcje pomiędzy sobą i swym otoczeniem. Każdy, kto choć trochę poznał procesy życiowe drzewa wie, że zaopatrywane jest ono w życiodajne składniki przez tzw. korzenie włośnikowe, najcieńsze (stąd ich nazwa) i z reguły peryferyjne, czyli porastające zewnętrzną część tego układu korzeniowego. I w ten to, tworzony przez drzewo latami system korzeniowy, silnie przenikający się wzajemnie z innymi organizmami, wcinamy się maszyną (przesadzarką) odcinając dla naszych „potrzeb” (przesadzenia drzewa) jego zdecydowaną większość.
Ważnym elementem jest również, w jakim gruncie rosło do tej pory drzewo przeznaczone do przesadzenia. Chodzi bowiem o to, aby jak najwięcej z tego gruntu pozostało w „tulipanie”. Bardzo ryzykownym jest wyjmowanie starszego drzewa rosnącego w gruncie luźnym, często zmieszanym z gruzem (tak bywa np. przy drzewach, które porastają tereny poprzemysłowe, pofabryczne etc.). W takich przypadkach moment wyjęcia drzewa powinien być poprzedzony intensywnym nawodnieniem bryły korzeniowej. Przy dłuższych trasach przewozu drzewa w miejsce docelowe zdarza się, że bryła korzeniowa wyjęta z takiego luźnego gruntu osypuje się i sadzone jest drzewo z zupełnie odsłoniętymi korzeniami.
Jak wiele innych prac związanych ze starszymi drzewami tak i ich przesadzanie musi być wykonane po gruntownym rozeznaniu wielu czynników mogących mieć wpływ na pozytywny efekt takiej operacji. A tym pozytywnym efektem jest (wg mnie) życie tego drzewa po przesadzeniu w nowe miejsce, przezdalsze kilkadziesiąt lat.
Życie, a nie wegetacja!
Niestety nie znam rzetelnych danych dot. udatności przesadzeń odnoszących się do dużych starszych drzew, bo firmy wykonujące takie prace za bardzo się tym nie chwalą.
Ciekawi mnie, ile z nich przekroczyło życie ponad wymagany okres gwarancyjny, i jak one po latach wyglądają. Czy jest to prawdziwe „nowe życie drzew”, czy tylko „walka o przetrwanie”? Moje obserwacje z kilku miejsc w Łodzi wskazują, że nie jest tak „różowo”.
Dlatego potrzebna jest wiedza oraz duże doświadczenie planujących i wykonujących takie prace. No chyba, że cel przesadzenia jest podobny do tego prezentowanego przez owego wspomnianego wyżej inwestora.
I to m.in. kryje się w, tym zapowiedzianym na początku słowie, …ale!
Ale… to nie wszystko!
Po przesadzeniu rozpoczyna się nie mniej trudny i nie mniej ważny okres opieki nad przesadzonym drzewem. Od niego zależy, czy to przesadzone starsze drzewo w ogóle przetrwa tę operację. I pamiętajmy, że nie odbywa się on bezkosztowo!
Opisałem powyżej tylko jeden ze sposobów przesadzania starszych drzew, ten przy użyciu maszyny zwanej przesadzarką. Znane są i sporadycznie stosowane (również u nas w Polsce) i inne metody przesadzania starszych (dużych) drzew, ale rzadko się po nie sięga ze względu m.in. na ich koszty.
Ale nie mnie o nich opowiadać.
Czasami czytam, że antidotum na uratowanie starszych drzew, które obecnie tak często są wycinane w naszym mieście z powodu różnych inwestycji, jest ich przesadzanie i najlepiej jakby to miasto miało takie specjalistyczne maszyny. Proponowano m.in. zakupić je w ramach budżetu obywatelskiego!!!!
Kilka dni temu, na poparcie takiego poglądu, na fb SOD zamieszczono link do strony, gdzie pokazano jak starsze drzewa są przesadzane w innych miastach. A my gdzie…, pyta komentująca osoba?
Zresztą tam też nie wykonywano tego maszynami „miejskimi”, tylko prywatnej firmy.
Przy odpowiednim zaplanowaniu, zgodnym ze sztuką jej wykonaniu oraz prawidłowej pielęgnacji drzew po przesadzeniu, pozwala jednak na uratowanie wielu starszych drzew przed ich trwałym usunięciem ze środowiska.
Ale powtarzam jeszcze raz, przesadzanie starszych drzew to operacja trudna i złożona!
Uważam jednak, że przy mądrym, prospołecznym oraz prośrodowiskowym planowaniu inwestycji, wiele starszych drzew może pozostać tam gdzie rosną dotychczas, bez konieczności zastanawiania się, jaką metodą się ich z tych miejsc…pozbyć.
I w tym kierunku powinny iść zmiany przepisów prawa oraz naszej świadomości, zaś przesadzanie starszych drzew, nawet najdoskonalszymi maszynami, powinno być operacją wyjątkową, a nie powszechnie stosowaną metodą ułatwiającą życie głównie developerom, lecz nie drzewom!
Kończąc ten odcinek chciałem jeszcze wrócić, do innego kontrowersyjnego problemu opisanego w odc. nr 41, czyli problemu związanego z naszymi kasztanowcami.
Być może, że ktoś z Szanownych Czytelników zauważył, przechodząc lub przejeżdżając w ostatnich dniach ul. Przybyszewskiego w Łodzi, w pobliżu marketu jednej z popularnych sieci handlowych (przy wjeździe na pobliski plac- parking?), że zakwitł przepięknie (!) i ponownie (!) w tym roku dorodny okaz kasztanowca. Drzewo po zrzuceniu liści w m-cu sierpniu (czyli faktycznie zakończeniu swojej wegetacji) tak zareagowało na ciepłe wrześniowe dni. Można zobaczyć na nim różne poru roku, od wiosny (nowe młode pędy, pąki i kwiaty), po jesień (zbrązowiałe liście) i dojrzewające owoce, popularnie zwane kasztanami!
Jak ten drugi w sezonie wegetacyjnym gigantyczny wysiłek energetyczny drzewa odbije się na jego kondycji oraz przyszłym życiu? Cała nadzieja w tym, że nie będzie mroźnej zimy i te młode nie zdrewniałe pędy nie przemarzną!
A jak wyglądają aktualnie moje „kontrolne kasztanowce” na tle innych sąsiednich drzew rosnące przy Al. Włókniarzy pokazują poniższe zdjęcia.
Zauważyłem, że w tym roku wiele drzew „wydało na świat” bardzo „skarlałe” owoce! Zaobserwowałem to zarówno przy szeregu drzew rosnących w naszym mieście, jak i poza Łodzią. Dotychczas tego nie stwierdzałem, dopiero w tym roku zwróciło to moją uwagę.
Czy to również jest efekt wieloletniego działania szrotówka kasztanowcowiaczka? (mocno osłabione drzewa nie mają wystarczających „sił witalnych”?).
Czy też są to zjawiska osobnicze, spowodowane innymi przyczynami?
Niestety nie jestem naukowcem, tylko uważnym obserwatorem otaczającego mnie środowiska.
Tekst i zdjęcia: Marek Kubacki
Poprzedni odcinek Opowieści Marka Kubackiego TUTAJ.