Po trochę przedłużonej świąteczno-noworocznej przerwie przedstawiam Państwu kolejny odcinek moich opowieści, taki troszkę informacyjno-ciekawostkowy. No, ale od czegoś trzeba zacząć ten Nowy 2022 Rok, w którym życzę Państwu Wszelkiego Dobra!
Przy okazji dziękuję Wszystkim, którzy przekazywali mi różne sygnały, że oczekują na dalsze moje „drzewne pogaduszki”. Jest to dla mnie nie tylko bardzo miłe, ale i… bardzo mobilizujące!
Żyję już troszkę na tym świecie, a ponad połowę z tego czasu spędziłem przy drzewach. Ciągle jestem jednak czymś zaskakiwany, a czasami wręcz zszokowany, zarówno tym, co odnajduję w otoczeniu oraz tym, …co usłyszę lub przeczytam!
Kilka dni przed świętami, przeczytałem w jednej z lokalnych gazet, że… cyt. „ Trwa pielęgnacja starych drzew na cmentarzu żydowskim w Łodzi we współpracy z SGGW w Warszawie. Tak dużych prac jeszcze nie było.”, koniec cyt.
Myślę, że nikomu, a zwłaszcza Łodzianom, nie muszę przypominać, że chodzi o największy w Europie Cmentarz Żydowski przy ul. Brackiej – mimo swojej „historyczności”, będący nadal cmentarzem grzebalnym. Bardzo mnie ta informacja ucieszyła, ale po jej przeczytaniu również zaskoczyła! Jakoś nie mogę uwierzyć, że w dobie tak rozwiniętej dostępności do informacji, można powielać historyczną nieprawdę.
Może i skala przedsięwzięcia jest największa z dotychczasowych (trzeba by jednak porównać nakład pracy i wydanych środków onegdaj i teraz planowanych?), ale informacja zawarta w tym artykule mówiąca, że po raz pierwszy będą prowadzone prace przy starodrzewiu na tym cmentarzu jest nieprawdziwa w swej treści! Zainteresowanych odsyłam do moich wcześniejszych opowieści. Pomijam fakt, iż w tym przypadku trudno mówić w ogóle o starodrzewiu.
Pozwolę sobie tutaj przytoczyć pewną definicję:
– „starodrzew-drzewostan ponad 100-letni, o średniej pierśnicy powyżej 50 cm, który przekroczył już najlepszy wiek do odnowienia i użytkowania”(źródło: Szymański. S. Ekologiczne podstawy hodowli lasu. PWRiL, Warszawa, 2000.)
Jeżeli już, to za starodrzew można jedynie potraktować drzewa rosnące wzdłuż głównej alei cmentarza (nasadzenie zaplanowane), a ona była poddana pielęgnacji w trakcie naszych prac (i wiele innych drzew poza nią również). Wprawne oko fachowca zauważy zagojone rany po cięciach w koronach drzew! Jestem w posiadaniu (poza zdjęciami) również filmu nakręconego w sierpniu 1998 roku pokazującego ówczesny stan cmentarza i nasze prace na cmentarzu.


Pozostałe drzewa na cmentarzu (a przynajmniej ponad 95% z nich) pochodzą z tzw. samosiewu i pojawiły się tam dopiero w okresie powojennym, kiedy przez wiele lat cmentarz był totalnie zaniedbany i rozsiewające się samoczynnie drzewa, krzewy oraz inne rośliny, zwane potocznie chwastami, krok po kroku „wchłaniały” znajdujące się tam obiekty nagrobne. Bardzo duża część z tych drzew wyrastała bezpośrednio lub wręcz na grobach, ohelach, grobowcach czy przy macewach, przy okazji je niszcząc i uszkadzając! Poniższe zdjęcia (w tym również kilka kadrów z filmu), pokazują jak samosiewy drzew niszczyły nagrobki. W trakcie tamtych prac drzewa były przez nas „selekcjonowane”, niektóre z nich usuwane, inne poddawane pracom pielęgnacyjnym.




Rozumiem, że „news”, zwłaszcza ten przedświąteczny, musi dobrze brzmieć, ale od jego redaktorów, lub tych, co im przekazują informacje, wypadałoby oczekiwać, choć trochę „historycznej staranności”. Dziwne, że nie „zauważono” prac, które nie były to „drobnymi” pracami i trwały na cmentarzu przez kilka lat.
W 1999 roku, w czasopiśmie wydawanym przez PTChD-NOT (co prawda niszowym, ale dostępnym min. w bibliotekach) ukazał się mój artykuł, ze zdjęciami Artura Michalskiego pt. „Dendroflora Cmentarza Żydowskiego w Łodzi” (poniżej skany okładki oraz fragmentu tego artkułu). W archiwach Gminy Żydowskiej oraz Fundacji Monumentum Iudaicum Lodzense też pewnie informacje nt. tych prac można znaleźć.
Podobno …dla chcącego….


Pisząc powyższe, chciałbym zwrócić uwagę na pewne zjawisko, jakie od dłuższego czasu obserwuję, a które nazwałem „zerwaniem pasa transmisyjnego”, czyli zanik międzypokoleniowego przekazywania informacji, wiedzy i doświadczenia. W efekcie odkrywane są rzeczy już dawno odkryte, co doprowadza do nierzetelnego przekazywania m.in. historycznych informacji.
Dla przypomnienia, kilka synonimów słowa rzetelny – staranny, bezstronny, profesjonalny, wiarygodny, przyzwoity.
ooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo
Mimo wielu lat pracy „w przyrodzie”, ciągle zdarza mi się wypatrzyć coś nowego, rzadkiego i ciekawego!
Myślę, że wiele z moich Czytelniczek i wielu Czytelników zna „kultowe” książki napisane przez min. niemieckiego przyrodnika Petera Wohllebena (w tym oczywiście „Sekretne życie drzew”), więc nie muszę ich przekonywać do stwierdzenia, że drzewa posiadają zmysły! Że m.in. czują i słyszą, co się wokół nich dzieje oraz, że sobie pomagają.
Jest już bardzo dużo pozycji książkowych, czy dostępnych w Internecie opracowań na te tematy, a także filmów opartych nie tylko na intuicji i obserwacji twórców, lecz również na wielu poważnych badaniach naukowych przeprowadzonych na całym świecie.
Zawsze jednak „rozczulają” mnie kolejne znalezione w terenie przykłady współpracy czy współżycia tych żywych organizmów. I co ciekawe, żeby doznać tych nowych wrażeń wcale nie trzeba wyjeżdżać do Puszczy Białowieskiej czy choćby lasu poza miastem. Można je znaleźć również na naszych ulicach i placach i to w centrum miast! Takim miejscem jest m.in. Plac Katedralny w Łodzi. Od kilku lat obserwuję tam nieczęsto spotykaną koegzystencję wieloletnich roślin drzewiastych. Piszę te słowa z duszą na ramieniu z obawy, że ktoś z „decydentów”, kto to przeczyta za chwilę wszystko „uporządkuje”, jak to już zrobiono pod koniec lata 2020 roku z jednym z rosnących tam ciekawych okazów.
Wszystkie utworzyły się na bazie „matczynego drzewa”, którym jest robinia biała, forma kulista (Robinia pseudoacacia L. ’Umbraculifera’).
Czytelnicy moich opowieści i wspomnień pewnie zauważyli, że bardzo rzadko sięgam do naukowych (botanicznych) nazw drzew i krzewów, które opisuję. Robię to świadomie, gdyż nie traktuję tych moich opowieści jako naukowego opracowania, a jednocześnie wiem, że niekoniecznie czytają mnie tylko „zawodowcy”, obyci z łacińskim i botanicznym nazewnictwem roślin. Ponadto od pewnego czasu dostępnych jest wiele źródeł (książkowych i internetowych) podających nazewnictwo wg różnych metod systematyki roślin. Dlatego wolę posługiwać się nazewnictwem potocznym (zwyczajowym), zrozumiałym mam nadzieję dla wszystkich czytających.
Przy okazji pragnę poinformować, że ukazało się w 2021 roku, najnowsze wydanie podstawowego podręcznika polskiego „miłośnika drzew”, czyli DENDROLOGII, pierwotnie napisanej w 1960 roku przez zmarłego już W. Senetę, jako skrypt dla studentów SGGW, wielokrotnie wznawianej i aktualizowanej, a od pewnego czasu „firmowanej” również przez J. Dolatowskiego.

Obecne wydanie jest jednak gruntownie przebudowane i dostosowane do współczesnego międzynarodowego układu systematycznego, zawiera też szereg bardzo ciekawych informacji z zakresu m.in. tzw. kultury ogólnej. Do dotychczasowych autorów dołączył J. Zieliński. Gorąco polecam, nie tylko interesującym się przyrodą!

Trwa „odliczanie” do dnia uruchomienia aplikacji Mapy Drzew Łodzi firmowanej przez Stowarzyszenie Społecznie Zaangażowani, a w jego ramach grupę Społecznych Opiekunów Drzew. Będzie ona wspomagana specjalnym podręcznikiem, który został przygotowany przez moją panią Redaktorkę Naczelną, czyli Małgorzatę Godlewską, wspólnie z Justyną Zajączkowską i Szymonem Iwanowskim. Myślę, że ta „odmłodzona” DENDROLOGIA, również mocno wspomoże osoby, które zaangażują się społecznie w ustalenie, jak to z tymi naszymi łódzkimi drzewami jest naprawdę. Bez „interesownego” pomijania drzew kolidujących z inwestycjami (lub z innych partykularnych powodów)!
Pozostaje tylko apelować do mieszkańców naszego miasta (i nie tylko), aby z chwilą jej uruchomienia aktywnie z niej korzystali.
Zainteresowanych odsyłam do zaglądania na strony SOD oraz Zielnika Łódzkiego.
*********************************
Opisując „zielone życie” placu przy łódzkiej Katedrze, zacznę od już niestety nieistniejącego ”duetu” robinii oraz brzozy. W rozpęknięciu, w nasadzie korony robinii, wysiała się onegdaj owa brzoza i rosła sobie korzystając z próchnicy, jaka wytworzyła się wewnątrz pnia robinii. Mimo, iż dosyć często tamtędy przejeżdżałem, nie zauważyłem tego zjawiska, dopóki z jakiegoś powodu nie zatrzymałem się bezpośrednio przed tą robinią!
…Ale co to za robinia z witkami brzozy, które mi się położyły na przedniej szybie samochodu?…
Wyszedłem i zobaczyłem to cudo współistnienia! Było to na początku lutego 2020 r. Mając pod ręką aparat fotograficzny w telefonie zrobiłem kilka zdjęć, a na drugi dzień wróciłem z bardziej profesjonalnym sprzętem, żeby zrobić ich więcej!





Zacząłem „doglądać” to miejsce sukcesywnie w trakcie wegetacji roślin, robiąc przy okazji zdjęcia. Zauważyłem przy tym, że za każdym razem gdy robiłem zdjęcia, to wzbudzałem żywe zainteresowania panów z ochrony stojącego obok, za ogrodzeniem, niedokończonego budynku należącego do Kurii. Oczywiście brzoza dużo wcześniej zaczęła się zazieleniać niż jej „matczyna” robinia. Na tle innych bezlistnych robinii, ta przez jakiś czas znacząco się wyróżniała kolorystyką, czyli zieleniącą się powoli brzozą!


Z czasem i „matczyna” roślina wypuściła własne liście.



Niestety, komuś ten „duet” widoczne bardzo przeszkadzał, bo kiedy podjechałem tam pod koniec września, zastałem już tylko „monotematyczną” robinię z uschniętym kikutem w miejscu zielonej brzozy.


Zastanawiając się nad przyczyną decyzji o usunięciu brzozy, doszedłem do wniosku, że motywem chyba (?) było bezpieczeństwo. Myślę sobie, że można było zachować ten ciekawy dowód współistnienia roślin, jednocześnie utrzymując bezpieczeństwo otoczenia, poprzez… skrócenie brzozy, a nie jej całkowite usunięcie. Tym bardziej, że brzoza „niechętnie” i bardzo wolno odbudowuje swoją koronę po takiej redukcji. Pomijam już fakt smutnego wyglądu robinii po usunięciu jej „towarzyszki”.
Skorzystałem z internetowych możliwości i w oparciu o ortofotomapy oraz pomiar średnicy ściętej brzozy stwierdziłem, że duet ten musiał istnieć przez kilkanaście lat do momentu jego likwidacji!
Na szczęście (?), dla fanów przyrody i jej ciekawostek, w niedalekiej odległości od opisywanego miejsca znajdują się jeszcze dwa przykłady współistnienia wieloletnich roślin. Obu„matkują” również robinie. Miłośnikom polecam szybkie ich odnalezienie, bo obawiam się, że po tych moich opisywaniach, ktoś podejmie decyzję taką jak w przypadku brzozy!
Pierwszy przykład to „duet” robinia – czarny bez. Krzew „zadomowił się” od wielu lat w rozwidleniu korony drzewa „matczynego”, osiągnął spore rozmiary i przechodzi cały swój proces wegetacyjny, tzn. kwitnie i owocuje! I tak jak w przypadku wspominanej brzozy ulistnia się zdecydowanie wcześniej od robinii.






Następny „duet” to robinia – klon jesionolistny. O ile w poprzednich przykładach drzewo „matczyne” było, można powiedzieć, rośliną dominującą, to w tym przykładzie robinia zdecydowanie ustąpiła pierwszeństwa nowemu drzewu i wręcz „zakryła” jego pień swoim!
Także w tym przypadku klon wcześniej się ulistnia. Dla osób trochę bardziej zaawansowanych botanicznie nie jest to żadnym zaskoczeniem, że te „przyległości” wcześniej wchodzą w okres wegetacyjny niż ich drzewo „matczyne”. W innym przypadku nie doszłoby do powstania tych roślinnych „duetów”.





W pełnym ulistnieniu widziałem te dwa „duety” jeszcze w wrześniu 2021 r., a przed „oddaniem do druku” tego odcinka sprawdziłem, że jak na razie, nikt nie usunął tych osobliwości przyrodniczych z Placu Katedralnego w Łodzi.

ooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo
To byłoby na tyle, na początek Nowego 2022 Roku, który z mojego punktu widzenia, zapowiada się dosyć interesująco.
A do opowieści z kalendarzem w ręku powrócę już w kolejnych odcinkach.
Tekst i zdjęcia: Marek Kubacki
Poprzedni odcinek Opowieści Marka Kubackiego TUTAJ.