Zostałem niedawno zapytany, dlaczego nie ustosunkowałem się do zniszczeń, jakie w łódzkim drzewostanie nastąpiły w wyniku lipcowych burz w 2021 r.?
Spacerując po miejskich parkach, skwerach czy osiedlowych terenach zieleni, ciągle widzimy ich skutki i wielkie straty, jakie wtedy powstały w naszym mieście!
Przyznam, że kiedy zobaczyłem, co się wydarzyło w niektórych miejscach, omijałem je „szerokim łukiem” i to nie tylko ze względów bezpieczeństwa. Bardzo bolał mnie ten widok, zwłaszcza w tych obiektach, w których wykonywaliśmy wiele prac, gdzie spędziliśmy wiele czasu i do których bardzo lubiłem zaglądać, nawet gdy już nie zlecano nam w nich żadnych prac. Ot, lubiłem patrzyć jak żyją „moi byli pacjenci”!
Ocena takiego problemu, moim zdaniem, musi się „uleżeć”. Emocje niczego dobrego nie wnoszą. Mam trochę doświadczenia i wiem, że zjawiska te są trudne do przewidzenia, i że będą coraz częściej i gwałtowniej występować. Jest to efekt m.in. zmian klimatycznych spowodowanych przez NAS, czyli LUDZI. Tych samych, którzy obsadzają nasze ulice i place wymyślonymi, wycyzelowanymi w szkółkach i szklarniach roślinami, eliminując jednocześnie z powierzchni naszej planety miliony drzew, i to zarówno tych w azjatyckich lasach deszczowych, czy w lasach w Amazonii, jak i tych, które rosną w najbliższym naszym otoczeniu. Wykorzystujemy często do tego najnowsze osiągnięcia techniki, np. leśne kombajny (jedna taka maszyna w ciągu dnia potrafi zlikwidować kilkadziesiąt hektarów lasu), czy też tomografy komputerowe i skanery, dzięki którym „lekką ręką” podejmowane są decyzje o wycince drzew miejskich. Za każdym razem, gdy docierają do mnie informacje o kolejnych silnych wiatrach i powalonych drzewach, drżę na myśl, jaką to technologię zaprzęgną jeszcze ludzie, aby pozbyć się raz na zawsze tych problemów z drzewami?
Całe szczęście, że te cuda techniki nie istniały w dobie, gdy pojawiła się idea ratowania dla dalszych pokoleń dziedzictwa natury, jakim są m.in. stare drzewa, zwane „pomnikami przyrody” (kłania się Aleksander Humboldt).Dzięki temu jeszcze można w szkołach uczyć dzieci (?) o starym kilkusetletnim żyjącym nadal dębie zwanym „Bartkiem”. Choć i to postanowiono zmienić, tworząc dla nich nowy twór językowy – „drzewa weterani”.
I to wszystko w imię poprawy warunków naszego życia!!!!
Jednym z tych obiektów, mocno dotkniętych lipcowym kataklizmem, jest Park im. J. Poniatowskiego. Od początku lat 90-tych XX w., poza bardzo młodymi nasadzeniami, nie było w tym parku praktycznie drzewa, które w jakimś zakresie nie „przeszłoby przez nasze ręce”.
W tamtej dekadzie jako firma wykonywaliśmy prace wielu łódzkich parkach, głównie w tych zabytkowych, bo tam najwięcej rosło starych cennych drzew, w tym pomników przyrody.
Oczywiście również czas i natura robiły swoje, i coś tam ze starych zasobów naturalnie ubywało, ale to, co się wydarzyło ostatnio, to była po prostu tragedia!
Można jedynie zastanawiać się, czy systematycznie prowadzone „profilaktyczne” prace pielęgnacyjne nie zmniejszyłyby tych szkód, zwłaszcza w cennym starodrzewiu?
Kiedy w kilka tygodni po tym „nieszczęściu” postanowiłem wreszcie odwiedzić ten park, zauważyłem, że zdecydowana większość powalonych drzew była w nienajlepszej kondycji zdrowotnej, a ponieważ miejsce to stosunkowo często należało do odwiedzanych przeze mnie, za przyczyną m.in. spacerów z moim psem (z uwagi na bliskość z miejscem zamieszkania), to wiem jak one wyglądały przed tym zdarzeniem.
Poniższych kilka zdjęć pokazuje niektóre skutki burzy widoczne w parku w dwa miesiące od jej wystąpienia, czyli w połowie września 2021 r.




Pracowaliśmy w łódzkich parkach również od początku lat 2000, ale zdecydowanie mniej, a od 2004 r. już tylko sporadycznie, interwencyjnie, i to też rzadko (wiązało się to ze zmianami w zarządzaniu zielenią w UMŁ). Poza tym pojawiały się coraz nowe firmy, które „za wszelką cenę” pragnęły wejść na rynek, a jednocześnie ciągle zmieniające się przepisy prawa przetargowego powodowały, że wiedza i doświadczenie przestało się zupełnie liczyć, co w tej branży miało przykre skutki, przede wszystkim dla kondycji zadrzewień i terenów zieleni miejskiej.
W części chronologiczno-historycznej tego odcinka nawiązuję niejako do podobnego wydarzenia sprzed lat, jakie miało miejsce w Ogrodach Wersalu.
Rok 2000, który zacząłem już wspominać w odc. 47, nie był rokiem jakiś spektakularnych, nietypowych, czy rzadkich prac, jakie przyszło nam wykonywać. Wspomnę więc jedynie te w jakiś sposób wyróżniające się spośród innych „rutynowych” prac, oraz wydarzenia, które wzbogacały również nasze osobiste doświadczenia zawodowe.
Wiosną zlecono naszej firmie pielęgnację pięciu lip rosnących na posesji przy ul. Rewolucji 1905 r. pod nr 65. Rosły na zapleczu dawnego pałacu Zygmunta Krotoszyńskiego, który był już wtedy własnością firmy „Hammermed”. Kończono remont tego pałacu i postanowiono również poddać pielęgnacji szpaler starych lip. Ot praca jak wiele innych. Jak się później okazało, kilka z nich rosło na starej piwnicy (schronie?), co wtedy jakoś umknęło naszej uwadze. Ale o tym dowiedziałem się po wielu latach, gdy zwrócono się do mnie w lipcu 2017 roku o konsultację i nadzór dendrologiczny w związku z rozbudową parkingu. Trafiłem tam już w trakcie prac, gdy okazało się, że wykonawca natrafił na grube korzenie drzew, a nadzorujący prace budowlane inspektor zażyczył sobie owej konsultacji. W ten sposób znalazłem się ponownie po kilkunastu latach na tej posesji. Zastałem tam cztery lipy, z czego dwie rosły bezpośrednio na stropie piwnicy, jedna na jej obrzeżu, a kolejna kilka metrów obok (o tym, że było tam wcześniej pięć drzew można się przekonać przeglądając m.in. zdjęcia zawarte w publikacji „ŁÓDŹ. Pałace i wille”, Wyd. Kusiński, Książki o Łodzi. 2017, na str. 457).
Wszystkie drzewa były w pełnym ulistnieniu z niewielką ilością suszu w koronach, co świadczyło o ich dotychczasowej dobrej kondycji zdrowotnej.

Ponieważ nie uzyskano zgody na wycinkę drzew (? stawiam znak zapytania, bo tego mi wręcz nie powiedziano), w trakcie prowadzonych prac wykonawca miał możliwie maksymalnie rozebrać starą podziemną budowlę, a jej pozostawione pod drzewami wnętrze wypełnić ziemią i gruzem.



W ten sposób mocno zawężono „pas życiowy” drzew. W efekcie tych prac chodziło o powiększenie terenu parkingu dla samochodów.
W trakcie moich konsultacyjnych wizyt udało mi się przekonać wykonawcę oraz inspektora nadzoru do poczynienia pewnych nieskomplikowanych zabiegów, które zminimalizują poczynione szkody, m.in. przez wyrównanie ran uszkodzonych korzeni.

„Wynegocjowałem” również zmniejszenie powierzchni pod utwardzony parking wokół drzew (niewiele, ale zawsze!- od strony muru sąsiedniej posesji) oraz polewanie odsłoniętych korzeni i powierzchni gruntu wokół drzew (co o dziwo czyniono m.in. przy okazji dojrzewania betonu muru oporowego – zdjęcie poniżej).

Bezpośrednio po zakończeniu prac teren wyglądał jak poniżej.


W kolejnych latach zaglądałem tam, aby zobaczyć jak drzewa zareagowały na te prace, mając świadomość, że stres korzeniowy trwa czasami kilka lat, i że dopiero po 5-7 latach można definitywnie ocenić jego skutki.


Kolejny raz „odwiedziłem” drzewa zimą 2021 r., gdyż chciałem je zobaczyć w stanie bezlistnym.

Kiedy ostatnio przejeżdżałem obok ulicą Rewolucji 1905 r., zauważyłem, że drzewa nadal tam są.
W roku 2000 robiliśmy kolejną pielęgnację drzew (głównie cięcia sanitarne) w łódzkich parkach, m.in. w Parku Klepacza – 40 szt. drzew i w Parku im. J. Piłsudskiego, ponad 200 szt. drzew w alei lipowej wzdłuż ul. Konstantynowskiej. Pracowaliśmy również w Parku Helenowskim – pielęgnując ponad 60 szt. na alei prowadzącej od ul. Północnej w głąb parku, szpalery z robinii wokół stawu oraz niektóre pojedyncze drzewa pomnikowe.
Odnalazłem jedynie zdjęcie wykonane po korekcie koron mini szpaleru (trzech sztuk) topól rosnących w parku w pobliżu jego północnej granicy. Wg wydawnictwa „Ogrody nad Łódką” (zeszyt 4 z serii Parki i Ogrody Łodzi, z roku 2010) dwie z nich oznaczono jako t. późne (na moich zdjęciach są to drzewa skrajne – zaznaczone na mapce, na wewnętrznej okładce wydawnictwa j.w. , numerem 13) natomiast środkowa z nich (pokazana na zdj. autorstwa J. Hereźniaka na str. 102 tegoż wydawnictwa) oznaczona jest, jako t. holenderska.
Mimo dużego ubytku starych drzew w tym parku, o dziwo te topole rosną w nim nadal, dominując nad pozostałymi drzewami i nawet w stanie bezlistnym wzbudzają podziw swoimi rozmiarami, gdy wchodzimy do parku wejściem od strony ul. Źródłowej.


Z ciekawszych prac przy pojedynczych okazach pomnikowych drzew były m.in. prace przy platanach na terenie „Filmówki” przy ul. Targowej.

Zwracam uwagę na brak ogrodzenia od strony ulicy (był tam wtedy jedynie niski murek), a także brak szpaleru platanowego po drugiej stronie ulicy, który obecnie przysłania widok na Park Źródliska II od strony Szkoły.

Robiliśmy również prace przy kilku pomnikach na terenie zabytkowego Cmentarza Ewangelickiego-Augsburskiego przy ul. Ogrodowej, w tym zabezpieczanie klona pospolitego rosnącego w pobliżu Kaplicy Scheiblera. To stare drzewo, pochodzące prawdopodobnie z czasu zakładania cmentarza (połowa XIX w), a więc dobrze ponad stuletnie (uznane pomnikiem przyrody), miało duże pękniecie pionowe pnia od rozwidlenia korony do jego nasady, i dlatego poza korektą korony, dla poprawy statyki i zmniejszenia zagrożenia dla otoczenia, wymagało również wzmocnienia linowego w koronie. Niestety z prac w 2000 roku brak mi zdjęć, ale wracaliśmy do niego w późniejszych latach, wymieniając m.in. wiązania w jego koronie. Mimo tak poważnych uszkodzeń, przy swoich dużych rozmiarach i mimo bardzo „wrażliwej” lokalizacji, okazało się, że dzięki tym zbiegom drzewo przetrwało kolejne lata w niezłej kondycji. Za każdym razem, gdy jestem na tym cmentarzu, staram się obejrzeć jak to drzewo wygląda i zrobić mu jakąś „fotkę”.




Z uwagi na to wspomnienie odwiedziłem w ostatnich dniach tego klona. Miał się dobrze! Niepokoi mnie jedynie rozrastający się na nim bluszcz, który w trakcie naszych ostatnich prac był usuwany , a teraz ponownie go zasiedlił. Co robi to pnącze z drzewami można się łatwo przekonać, oglądając szereg innych starych drzew stojących (jeszcze!) w jego pobliżu.
Jednak „emocjonalnie” rok ten zdominowało pewne zagraniczne wydarzenie.
W odcinku 47 zasygnalizowałem, że w 2000 roku, wraz z Koleżeństwem z PTChD-NOT, pojechaliśmy (Klimek i Ja) do Paryża i w jego okolice. Celem tego wyjazdu było zobaczenie głównie obiektów parkowo-ogrodowych ze słynnymi ogrodami w Wersalu na czele. Znamienny był już tytuł naszej konferencji wyjazdowej – „Ogrody Paryża – Tradycja, perfekcja, finezja.” Organizatorką i autorką nazwy była nasza Pani Prezesowa, nieżyjąca już Ania Szczocarz. Dla mnie osobiście (miłośnika impresjonizmu) ważnym było, że w programie zaplanowano również wizytę w ogrodach C. Moneta w Giverny!
Napisałem, że było to historyczne wydarzenie. Otóż kilka miesięcy przed naszym pobytem w Wersalu (połowa czerwca 2000 r.), 26 grudnia 1999 roku, w godz. 6.00-8.00 rozszalała się nad Wersalem gwałtowna burza, która doprowadziła do zniszczenia około 10 000 szt. drzew rosnących w pałacowych ogrodach. W efekcie sporo miejsc zostało w 100% pozbawione drzew (w tym niektóre boskiety położone wzdłuż głównej osi widokowej tego założenia)! A historyczność tej wizyty polegała m.in. i na tym, że nasza grupa była pierwszą zawodową grupą, która po tym wydarzeniu odwiedziła Wersal, żywotnie zainteresowana skutkami tego kataklizmu i zastosowanymi sposobami usuwania powstałych zniszczeń oraz porządkowania i odbudowy ogrodów. Powiedział nam o tym oprowadzający nas wtedy przedstawiciel nadzoru nad tymi pracami, etatowy pracownik Cháteau de Verasailles. Przy okazji porządkowania (cyfryzowania) również moich zasobów filmowych odnalazłem film z tego wyjazdu, dzięki czemu pozwolę sobie przedstawić kilka historycznych już (choć myślę, że nie straciły ona na atrakcyjności) informacji i kadrów.
Tutaj moje serdeczne podziękowania dla Pani Joanny Łuczyńskiej z grupy Społecznych Opiekunów Drzew, która bezinteresownie i z dużym zaangażowaniem pomogła mi, tłumacząc z francuskiego wiele kwestii wypowiadanych na filmie przez oprowadzającą nas wtedy po Ogrodach Wersalu osobę.
W dniu naszej wizyty panował pond 30-to stopniowy upał, co powodowało niemałe utrudnienia zarówno dla nas, jak i osoby oprowadzającej, niemniej nie zmniejszyło to zainteresowania i aktywności naszej grupy, która w trakcie tego spaceru-wizji, zadawała wiele profesjonalnych pytań, a nasz przewodnik cierpliwie na nie odpowiadał.
Dowiedzieliśmy się od niego m.in. , że najgwałtowniejsza część burzy miała miejsce rano ok. 6.00 godz., a już o godz. 8.00 służby były na miejscu i zaczęło się szacowanie strat (m.in. przy użyciu helikoptera) oraz przystąpiono do pierwszych prac porządkowych, koncentrując się na usuwaniu zagrożeń z … i w… pobliżu ciągów spacerowo-komunikacyjnych oraz na wydzielaniu i wygradzaniu miejsc niebezpiecznych. Chodziło o jak najszybszą możliwość udostępnienia pozostałych części Ogrodów dla zwiedzających. Szybko też dostali wszelkie prerogatywy, zarówno od francuskiego rządu, jak i od służb konserwatorskich, dla działań mających na celu najszybsze jak to możliwe usunięcie szkód oraz natychmiastowe podjęcie prac rekonstrukcyjnych zniszczonych miejsc w Ogrodach Wersalu.
Jako to nasz Pan oprowadzający powiedział… „nie zostali pozostawieni sami z tym problemem”! Dzięki takiemu podejściu do tego nieszczęśliwego zdarzenia już w momencie naszej wizyty (połowa czerwca 2000 r.), trwały tam bardzo zaawansowane prace oraz widać było efekty pierwszych nasadzeń odtworzeniowych, a także w głównych częściach Ogrodów praktycznie trudno było natrafić na zalegające powalone drzewa, czy leżące hałdy gałęzi i konarów!


Powiedziano nam, że bardzo szybko dostali sygnał z USA, iż wspomogą Wersal finansowo w usuwaniu tych strat, przekazując na ten cel kilkanaście milionów dolarów. Wynikało to m.in. z faktu, że po zakończeniu I Wojny Światowej, w dniu 28.06.1919 r., był on miejscem podpisania pokojowego Traktatu zwanego od tego czasu Wersalskim (USA był jednym z państw tzw. Ententy)!





Moi Szanowni Wytrwali Czytelnicy pamiętają, że przy okazji wspominania roku 1995 opisywałem naszą prywatną podróż do Paryża. Byliśmy wtedy również w Wersalu, stąd miałem skalę porównawczą ogromu tych zniszczeń. W swoim archiwum znalazłem zdjęcie (skan slajdu) jednego z tych miejsc, które uległy największym zniszczeniom w trakcie grudniowej burzy w 1999 r. Przedstawiam je w porównaniu ze zdjęciem (skan) z roku 2000. Widoczna jest znaczna różnica w wielkości drzew (strzałki) w boskietach położonych wzdłuż głównej osi widokowej (mimo nie najlepszej jakości skanu zdjęcia).







Pytaliśmy o drzewa, które są sadzone na miejscu zniszczonych. Okazało się, że pochodzą głównie ze szkółek francuskich, są to drzewa min. 15- letnie (chodzi o natychmiastowy „efekt krajobrazowy”), a gatunki różne, niekoniecznie dokładnie te same, jaki uległy zniszczeniu. Otrzymali na to zgodę od Ministerstwa Kultury oraz służb konserwatorskich. Trudno bowiem w tak krótkim czasie zdobyć materiał, który wypełniłby „gatunkowe wymogi historyczne”, a jednocześnie chodziło o to, aby był to materiał niewymagający długotrwałej „aklimatyzacji” i gwarantował pełną udatność po posadzeniu.
Drzewa sadzone były z bryłami korzeniowymi.
Na pytanie o najstarsze drzewo, jakie uległo zniszczeniu, dowiedzieliśmy się, że był to pond 250 letni dąb posadzony w czasie panowania Króla Ludwika XVI.
Na „dociekliwe” pytanie o inwentaryzację drzew sprzed kataklizmu, oprowadzający odpowiedział politycznie, że nie była aktualizowana od dawna i „przymierzali się” do niej, ale teraz to pewnie po zakończeniu rekonstrukcji Ogrodów trzeba będzie ją wykonać.
Jeszcze wiele innych informacji uzyskaliśmy od naszego „cierpliwego” przewodnika, a większość z nich udało mi się zarejestrować na taśmie filmowej, będącej obok licznych zdjęć zapisem tej „historycznej” wizyty i jej udokumentowaniem.
W jakiś czas potem otrzymaliśmy na adres Biura ZG PTChD dyplom-certyfikat, który podpisał Pan Huberta Astier, President Cháteau de Verasailles. Była to zarówno forma podziękowania, jak i informacja, że jedno z drzew posadzonych (w ramach restytucji tych zniszczonych), na terenie tzw. „Wioski Królowej” (Hameau de La Reine) zostało zadedykowane naszemu Towarzystwu!


I na koniec tego odcinka jeszcze kilka zdań o ogrodzie, na który ja osobiście najbardziej się przed wyjazdem nastawiałem „emocjonalnie”, czyli …Giverny. W tej miejscowości położonej kilkadziesiąt kilometrów od Paryża, w górę rzeki Sekwany (La Siene), płynącej na północ do Atlantyku, pod koniec XIX wieku, malarz Claude Monet, jeden z twórców nowego kierunku w malarstwie – impresjonizmu (od nazwy jego obrazu „Impresja, wschód słońca” z 1872 roku) w 1890 roku zakupił dom i urządził przy nim ogród, będący przez lata (do jego śmierci w 1926 r.) codziennym plenerem dla jego obrazów.
Ogród składa się z dwóch części, rozdzielonych drogą publiczną, połączonych przejściem podziemnym dla zwiedzających. Bliższa domu malarza cześć to Ogród Kwiatowy z niezliczoną ilością gatunków i kolorów kwitnących roślin, tworzących jedną wielką kolorystyczną plamę, wielokrotnie odtwarzaną przez Mistrza na jego obrazach. Druga część, to słynny Ogród Wodny z przepływająca rzeczką, drewnianym, łukowym mostkiem japońskim, obrośniętym starą glicynią (wisterią chińską) oraz ze stawami porośniętymi najbardziej malarską wodną rośliną – NENUFARAMI.
Pośród poniższych zdjęć z tego pobytu, są m.in. również kadry z nakręconego wtedy filmu.


Paradoksalnie brak ostrości powyższego kadru „zbliża” go do malarskich dzieł C. Moneta.





Długo mógłbym opisywać moje wrażenia z pobytu w Giverny, jednak podsumuję to krótko. Zobaczyłem i doznałem tam wszystkiego, czego się spodziewałem, a nawet zdecydowanie więcej! Pochmurny dzień i tłumy zwiedzających, nie były w stanie zepsuć mojego błogiego nastroju, spowodowanego tą wizytą. Tym, którzy tam nie byli, polecam odwiedzić to miejsce, kiedy będzie już można znowu bez problemów wędrować po „zielonych obiektach” świata. Jestem głęboko przekonany, że zarządzający tymi obiektami cały czas dbają, aby „impresjonistyczny duch i malarski klimat” nadal tam dominowały!
I tymi „francuskimi” wspomnieniami zakończę, bo wyszedł mi nieco dłuższy odcinek niż zwykle, a nie chciałbym nikogo z Szanownych Czytających zanudzić.
Tekst i zdjęcia: Marek Kubacki
Poprzedni odcinek Opowieści Marka Kubackiego TUTAJ.