Docierają do mnie pierwsze komentarze do moich opowieści oraz zamieszczanych w nich refleksji i uwag. Dowiedziałem się m.in., że niektóre moje poglądy i stwierdzenie dotyczące prac przy drzewach są już niemodne, wręcz „passe”.

Szanowni Czytelnicy.

Bez względu na to, co usłyszałem i jeszcze pewnie usłyszę, w miarę publikowania kolejnych odcinków na gościnnym blogu Pani Małgosi, jeszcze raz podkreślam, że są to moje doświadczenia z 35 lat pracy przy drzewach. Pracy w dynamicznie zmieniającym się otoczeniu…. ustrojowym, prawnym, ekonomicznym, jakie w tym czasie zachodziło w Polsce (i nadal trwa). Do tego dochodzi zmieniający się klimat i zmiany podejście do środowiska, w jakim żyjemy (czytaj świadomość ekologiczna).

Doświadczenie poparte ciągłym dokształcaniem się i poszukiwaniem tego, co może mi pomóc w coraz lepszym wykonywaniu tych pracach.

Nigdy nie ulegałem żadnym zawodowym „modom”, bez względu skąd one docierały, nawet gdy odbijało się to na mojej „ekonomii życia”. W tym, co robiłem zawsze starałem się być w zgodzie z tym, co najważniejsze, czyli żywą i dynamicznie reagującą przyrodą.

Jako wyedukowany na uczelni technicznej mam zakodowaną pewną metodykę postępowania w życiu, zwłaszcza zawodowym. Analizuję problem, znajduję rozwiązanie i patrzę, jakie są efekty mojej pracy lub pracy innych. Nigdy nie krytykuję tylko dla samej krytyki. Jeżeli decyduję się na krytykę czegokolwiek, to zawsze popieram ją argumentami….

No i od początku swojej drogi zawodowej chętnie słucham innych, i tych bardziej doświadczonych, i tych mniej.

Od każdego czegoś się można przecież nauczyć!

Wróćmy do moich opowieści o praktycznej dendrologii.

Opisywane tu obiekty czy pojedyncze okazy drzew to jedne z wielu (w niektórych latach wręcz bardzo wielu) prac, jakie w tym okresie wykonaliśmy. Dopiero pracując nad tymi opowieściami i sięgając do swoich notatek i zachowanych dokumentów stwierdzam, jak dużo tego było. Stąd potrzebna jest ich mocna selekcja, nie ukrywam, że jest ona baaaardzo …. subiektywna. Mam jednak nadzieję, że to, co próbuję tu przybliżyć, jest ciekawe i godne poświęcenia tak obecnie cennego oraz bardzo szybko upływającego nam wszystkim czasu.

W roku 1987 otrzymaliśmy od Woj. Konserwatora Przyrody w Piotrkowie Tryb. m.in. zlecenia na wykonanie prac w m. Kobiele Wielkie i Odrowąż w pow. radomszczańskim oraz w Grocholicach koło Bełchatowa (obecnie wchłonięte przez Bełchatów). Każda z tych prac zasługuje na wspomnienie z innych przyczyn.

Kobiele Wielkie

Kobiele Wielkie znane są przede wszystkim, jako miejsce urodzenia naszego noblisty Władysława Reymonta. Przyszedł tam na świat 7 maja 1867 roku. Był synem miejscowego organisty. Przy okazji opisywania innego drzewa wrócę jeszcze do tej postaci.

W Kobielach Wielkich był również dwór i park z XIX w. Piszę był, bo ostatnio odwiedziłem tę miejscowość w 2015 roku i zastałem obiekt w totalnej ruinie.

W czasie wykonywania naszych prac w roku 1987 budynek dworu był jeszcze użytkowany przez żłobek (przedszkole?) i chyba częściowo wykorzystywany przez Urząd Gminy na biura?

Kobiele Wielkie, pomnikowe modrzewie
Kobiele Wielkie pow. Radomsko woj. łódzkie. Rok 1987. Dwa pomnikowe modrzewie. W tle budynek dworu.
(Powyższe zdjęcie to skan ze slajdu wykonanego na kliszy ORWO!)
Kobiele Wielkie, pomnikowe modrzewie
Kobiele Wielkie pow. Radomsko woj. łódzkie. Rok 2015.
W środku dwa pomnikowe modrzewie, te same, co na zdjęciu z roku 1987 oraz w tle ruina dworu.

W ramach zlecenia mieliśmy wykonać prace przy 11 szt. drzew w głównej alei parku, którą tworzyły modrzewie odm. polskiej, rosnące wzdłuż dawnej osi widokowej. W ramach prac mieliśmy usunąć kilka drzew zupełnie martwych oraz wykonać cięcia sanitarne przy kilku największych okazach będących pomnikami przyrody.

Kobiele Wielkie, pomnikowe modrzewie
Kobiele Wielkie pow. Radomsko woj. łódzkie. Rok 1987. Aleja modrzewi w trakcie prac. W tle budynek dworu. Widoczne charakterystyczna dla tej odmiany „szablowatość” pni. (Powyższe zdjęcie to skan ze slajdu wykonanego na kliszy ORWO!)

Namacalnie przekonałem się wtedy, że wieku drzew nie można oceniać w żadnym przypadku po ich wymiarach np. obwodu pnia. Z alei usunęliśmy m.in. drzewa, które miały średnicę na poziomie cięcia 120 cm i 70 cm. Różnica znaczna jak dla drzew tego samego gatunku. Po przeliczeniu słoi na przekroju okazało się, że były w tym samym wieku. I jeszcze jedno ….. rosły w odległości 5-6 m od siebie!

Kobiele Wielkie, aleja modrzewi
Kobiele Wielkie pow. Radomsko woj. łódzkie. Rok 1987. Aleja modrzewi w trakcie prac. Jedno ze ściętych suchych drzew.
Na pniaku pilarka Sachs Dolmar, o której jeszcze poopowiadam (może nie dokładnie o tej, ale takiej samej).
(Powyższe zdjęcie to skan ze slajdu wykonanego na kliszy ORWO!)

Dla fachowców to żadna niespodzianka (zwłaszcza leśników), ale często w swojej praktyce rzeczoznawcy spotykam się z takim powiedzeniem, że „drzewo musi być bardzo stare, bo jest grube”. Otóż tak nie jest. Na to, jakie osiągnie rozmiary, wpływa bardzo wiele czynników, w tym tzw. czynników osobniczych, mających wpływ jedynie na dany okaz! 

Odsyłam tutaj również do wcześniejszej mojej opowieści o dwóch dębach czerwonych rosnących w Halinie.

W trakcie wizyty w Kobielach w roku 2015 pomierzyłem w pierśnicy obwody pni dwóch widocznych na zdjęciu modrzewi – jeden miał 440 cm, a drugi 390 cm. W alei naliczyłem łącznie 23 szt. modrzewi rosnących jeszcze pośród drzew innych gatunków.

Tutaj jedna bolesna refleksja związana z tego typu obiektami. Szkoda, że tak wiele obiektów związanych z historią naszego narodu zostało bezpowrotnie utraconych, bądź popadły w ruinę jak ten dwór w Kobielach Wielkich.

Kobiele Wielkie, elewacja dworu
Kobiele Wielkie pow. Radomsko woj. Łódzkie. Rok 2015. Elewacja ogrodowa dworu.

Chciałbym przytoczyć dwie historie związane z powyższą refleksją.

W 1989 roku opracowaliśmy z Klimkiem w ramach „Komunikatów dendrologicznych” wydawanych przez Zarząd Ochrony i Konserwacji Zespołów pałacowo-Ogrodowych w Warszawie (zeszyt nr 10/1989) – „Raport o stanie drzew pomnikowych w woj. piotrkowskim”. Oparliśmy tę publikację o efekty naszych peregrynacji z Klimkiem po tym województwie w poszukiwaniu cennych drzew w latach 1984-1987. Robiliśmy to na zlecenie Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody. Trafiliśmy wtedy do wsi Rączki. Zastaliśmy tam rozpadające się, mocno zarośnięte wszelaką roślinnością resztki po dawnym dworze i szczątkowy starodrzew świadczący, że był tam kiedyś również park dworski. Tak się składa, że obaj z Klimkiem znaliśmy wspaniałego człowieka śp. Ludwika Smoczkiewicza, który był synem właścicieli tego majątku. Ponieważ dysponowaliśmy zdjęciami z tej wizyty, więc przy okazji zapytaliśmy go, czy chce je zobaczyć? Odpowiedział, że absolutnie nie, i że nigdy po odebraniu im tego majątku po wojnie tam nie był, że chce zachować w swojej pamięci obraz tego miejsca z czasów dzieciństwa, z czasów, gdy tam mieszkał!

Rączki, ruina dworu
Rączki. Rok 1984. Ruina dworu.

I druga historia… Gdy pracowaliśmy przez dwa lata w Krasnowie, w wolnych chwilach od pracy, zwiedzaliśmy z Klimkiem okoliczne wsie, w tym m.in. istniejące w lepszym lub gorszym stanie dwory, pałace i oczywiście parki. Stosunkowo niedaleko nas (a wyprawy te odbywały się w formie pieszych spacerów) był dwór, który nam się bardzo spodobał i mimo, że był już w lekkiej ruinie stwierdziliśmy, że wart jest jeszcze zachodu. Pamiętam, jak długimi zimowymi wieczorami w Krasnowie rozrysowywaliśmy z przyjacielem podział wyremontowanego dworu na mieszkania dla dwóch naszych rodzin!

Na fali młodzieńczej fantazji (i nieograniczonej pewności, że chcieć to móc) pojechaliśmy kiedyś na rozmowę do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Skierniewicach w sprawie ewentualnego zakupu tego obiektu. W tamtych latach można było wejść w posiadanie takich miejsc za nieduże pieniądze. Pan Konserwator (nazwisko przemilczę) stwierdził, że (tu cytat) „on ma tylu chętnych na ten obiekt, że takim gołodupcom z pewnością go nie sprzeda„, koniec cytatu!

Efekt … po dworze nie pozostał nawet ślad. Okolicznym mieszkańcom przydał się nawet gruz, a z resztówki parku nie przetrwało żadne stare drzewo.

Z perspektywy lat może dobrze dla nas, że tak się stało.  Ale na pewno nie dla tego obiektu.

Okolice Krasnowa
Okolice Krasnowa. Rok 1987. Klimek i nasze żony na tle „wymarzonego dworu”.

Odrowąż

Kilkanaście kilometrów od Kobiel Wlk. znajduje się wieś Odrowąż z dworem i parkiem z połowy XIX w. Właścicielami majątku przed jego upaństwowieniem była rodzina Malewskich. Mieszkała w nim przed wojną (i miała swoją pracownię) malarka Antonina Malewska. Była ona córką pierwszego gospodarza, który w 1851 roku dwór pobudował – Ignacego Kozłowskiego.

W 1987 roku drewniany dwór popadł już w częściową ruinę, opuszczony przez szkołę podstawową. Mieszkała w nim jeszcze starsza pani, która podobno uczyła w tej szkole czy była jej dyrektorką? Już tego dokładnie nie pamiętam. Była bardzo kulturalną i ciepłą osobą, która umilała nam pracę przygotowywaniem posiłków i deserów w oparciu o rośliny rosnące w jej warzywniaku za dworem i zwierzątka z obórki i kurnika.  Do dzisiaj z Klimkiem wspominamy pyszne pierogi z truskawkami grubo polane własnej roboty śmietaną!

Dwór w Odrowążu
Odrowąż pow. Radomszczański. Rok 1987.
Dwór z widoczną nad wejściem tablicą Szkoły Podstawowej, już wtedy od kilku lat niefunkcjonującej w tym budynku
(Powyższe zdjęcie to skan ze slajdu wykonanego na kliszy ORWO! )

A co tam mieliśmy do roboty? Cztery dęby szypułkowe rosnące poza terenem parku obok dworu (pozostałość starych lasów) oraz podobno (piszę tak, bo nigdy tego nie zweryfikowałem i opieram się jedynie na różnych źródłach pisanych) jeden z najstarszych i najgrubszych cisów na terenie województwa łódzkiego (ówcześnie piotrkowskiego). 

I na tym cisie się skupię, bo takich dębów jak tamte u nas dostatek, ale cis …faktycznie okaz!

W 1987 roku nie wyglądał najlepiej, ale nie było z nim aż tak źle, jak wynikałoby z dramatycznego opisu, na jaki trafiłem w pewnej popularyzatorsko-turystycznej publikacji, że… drzewo zamiera.

Cis w Odrowążu
Odrowąż pow. Radomszczański. Rok 1987. Cis pospolity – pomnik przyrody.
(Powyższe zdjęcie to skan ze slajdu wykonanego na kliszy ORWO!)
Cis w Odrowążu
Odrowąż pow. Radomszczański. Rok 1987. Cis pospolity- pomnik przyrody.
Z lewej strony pod koroną widoczne pękniecie i ubytek wgłębny w pniu.
(Powyższe zdjęcie to skan ze slajdu wykonanego na kliszy ORWO!)
Cis w Odrowążu
Odrowąż pow. Radomszczański. Rok 1987. Cis pospolity – pomnik przyrody.
Z lewej strony pod koroną widoczne pękniecie i ubytek wgłębny w pniu.
(Powyższe zdjęcie to skan ze slajdu wykonanego na kliszy ORWO!)

Było na nim dużo suszu, miał silną konkurencję ze strony innych drzew i krzewów, ubytki w pniu. To właśnie pień był głównym jego „atutem” – prosty i silnie zaakcentowany, w przeciwieństwie do pospolicie występujących, w przypadku tego gatunku, form krzewiastych. Po tych pracach odwiedziłem to miejsce jeszcze dwukrotnie. W 1994 roku pomierzyliśmy z pracownikiem jego obwód, który wynosił ponad 210 cm, a drzewo było w bardzo dobrej kondycji.

Pień cisa.
Odrowąż pow. Radomszczański. Rok 1994. Pomiar obwodu cisa-pomnika przyrody.
Trudno uwierzyć, ale to naprawdę jest pień cisa, zresztą „zdradza” go kolor korowiny. (skan ze zdjęcia)
Cis w Odrowążu
Odrowąż pow. Radomszczański. Rok 1994.Widoczny prosty pień cisa – pomnika przyrody. (skan ze zdjęcia)

Kolejny raz widziałem to drzewo w 2015 roku. Obiekt był już w rękach prywatnych. Dwór był wyremontowany, a cis trwał na swoim miejscu nadal w niezłej kondycji.

Cis w Odrowążu
Odrowąż pow. Radomszczański. Rok 2015. Na pierwszym planie cis – pomnik przyrody, w tle wyremontowany dwór.
Cis w Odrowążu
Odrowąż pow. Radomszczański. Rok 2015. Pień cisa z zarastającym ubytkiem.

Grocholice

Obecnie Grocholice to wieś wchłonięta przez rozrastający się Bełchatów, a w roku 1987 była to wieś pod miastem, z zabytkowym kościołem, przy którym (w obrębie muru kościelnego – dawnego cmentarza) rosła potężna dwu przewodnikowa lipa – pomnik przyrody.

Na czas prac przy drzewie gościł i nocował nas ksiądz proboszcz. Udostępniono nam pokój pielgrzymów. Kiedy po pierwszym dniu pracy przyszliśmy na nocleg, bardzo „oszczędna” gospodyni księdza proboszcza, patrząc z politowaniem na nasze brudne kombinezony oraz na nas samych niemiłosiernie utytłanych po robocie, przygotowując nam posłanie stwierdziła, że „ prześcieradła były tylko dwa razy używane przez pielgrzymów”, po czym strzepnęła je energicznie i rozścieliła na naszych łóżkach! I nie był to ostatni przejaw jej „gospodarności”, bowiem przy kolacji, na którą nas ksiądz dobrodziej zaprosił, stawiając przed nami szklanki z herbatą w torebkach, nie pozwoliła się jej porządnie zaparzyć tylko wyciągnęła szybko stwierdzając, że „będą na jeszcze jedno parzenie”! Mieszanie cukru w naszych szklankach nie najczystszym palcem było jedynie zwieńczeniem, tego niewątpliwie miłego wieczoru, („bo gdzieś się łyżeczka zapodziała”).

Nie wiem, czy nie wtedy właśnie podjąłem decyzję o nie słodzeniu herbaty?

Wracając do naszego drzewa.

Lipa miała układ pni w kształcie litery ”V” (odchodzących od siebie pni pod kątem ostrym). Oba pnie miały obwody powyżej 4 m. Będąc przejazdem w 2014 zmierzyłem ich obwody,  miały wtedy 474 cm i 468 cm.

Lipa w Grocholicach
Bełchatów (Grocholice). Rok 1987. Lipa – pomnik przyrody.

W jej rozłożystej koronie było dużo suszu, w tym bardzo grubego. Jeden z pni oparty o mur ogrodzeniowy miał duży dziuplasty otwór na wysokości ok. 3 m, pień ten był wewnątrz pusty (ubytek pełny, kominowy). Zlecenie obejmowało wykonanie cięć sanitarnych i korygujących, montaż wzmocnień elastycznych oraz oczyszczenie i zaimpregnowanie ubytku kominowego w pniu.

Lipa w Grocholicach
Bełchatów (Grocholice). Rok 1987. Lipa – pomnik przyrody. W trakcie prac. Chwila oddechu po kilku godzinach we wnętrzu drzewa. Dzięki tej drewnianej, wielosegmentowej drabinie strażackiej, dostawaliśmy się w korony drzew. W tym czasie nikt jeszcze nie myślał o lekkich rozkładanych drabinach. A posiadanie takiej jak ta na zdjęciu i tak wymagało niezłych „układów” u zaprzyjaźnionych strażaków!

Podział pracy przy tym drzewie był następujący: Klimek z naszym przyjacielem (i bardzo krótko wspólnikiem), którym był autentyczny hrabia (niestety już nieżyjący) odpowiadali za „górę”, a ja miałem się zająć ubytkiem. Prace trwały dwa pełne dni (piszę pełne tzn. od świtu do późnego wieczora). W ich efekcie Klimek pozbawił drzewo wszystkiego, co mu było niepotrzebne w koronie oraz zamontował wzmocnienia linowe przewiercane. Taka technika była stosowana wtedy i jeszcze przez parę lat później. Do czasu, gdy zaczęliśmy stosować tzw. wzmocnienia nie inwazyjne (opasowe lub cobra czy boa).

Wykonywanie przewiertów w konarach i pniach drzew, wisząc na linach, przy użyciu wiertarek elektrycznych, wymagało siły, sprytu i umiejętności na granicy ekwilibrystyki!

Już nie wspomnę ile mocnych słów padało spod gęstwiny liści, gdy Klimkowi zablokowało się wiertło w drewnie lub zaciął frez do podkładek. A kto zna Klimka to wie, że ten typ wrażania uczuć, które nim wtedy szargały, był jego silną stroną!

Ja oba dni spędziłem we wnętrzu tego pnia czyszcząc go z murszu, usuwając mursz na zewnątrz przez otwór na wysokości 3 m, skrobiąc drewno wewnątrz oraz impregnując je….

a jakże ksylamitem! W usuwaniu zanieczyszczeń na zewnątrz oczywiście pomagali mi koledzy. Kiedy w 2014 roku oglądałem ostatni raz drzewo, z pnia wydostawał się nadal charakterystyczny zapach, a samo drzewo wiele lat po naszych zabiegach wyglądało nadal rewelacyjnie.

Lipa w Grocholicach
Bełchatów (Grocholice). Rok 2014. Lipa – pomnik przyrody.
Lipa w Grocholicach
Bełchatów (Grocholice). Rok 2014. Lipa – pomnik przyrody. Zarastający ubytek – dziupla, dzięki której spędziłem dwa „upojne” dni we wnętrzu pnia. Widoczne są jeszcze ślady czyszczenia i impregnacji.

Nie bez kozery napisałem „upojne”. Ci, co mieli szanse wykonywać tego typu prace, wiedzą jak można było się przy okazji „nawalić” oparami stosowanych wtedy impregnatów!

Natomiast ich atutem była niesamowita skuteczność. Na wielu drzewach do dziś widać ich efekty.

Opisując nasze prace wykonywane przy drzewach przed laty i chcąc przedstawić ich aktualny stan, nie zawsze mam w swych zasobach ich w współczesne zdjęcia. Nie zawsze też moje drogi prowadzą w ich pobliżu, abym mógł uaktualnić wiedzę o ich życiu. Stąd mam wiele obaw czy obiekty, którymi się (co tu dużo ukrywać) chwalę, nadal można podziwiać w naturze? (patrz moja opowieść o Dębie Cygańskim w Klukach). Staram się wtedy sięgać do zasobów Internetu, stąd wiem, że lipa w Grocholicach w kwietniu 2019 r. nadal rosła przy tamtejszej świątyni.

I tak przy okazji moja kolejna smutna refleksja dotycząca ostatnich lat.

Zawsze mi się wydawało, że są takie miejsca na ziemi, gdzie stare drzewa mogą czuć się bezpieczne, otoczone opieką tak ludzką jak i …. tą nadprzyrodzoną! Do takich miejsc zaliczałem m.in. otoczenie starych zabytkowych kościołów, gdzie bardzo często to drzewo było pierwsze w tym miejscu przed świątynią lub było sadzone w trakcie jej budowy lub z okazji poświęcenia! Wiele z tych drzew dorobiło się nawet statusu pomnika przyrody!

W ostatnim czasie jednak obserwuję, że obecni administratorzy tych terenów tzw. „lekką ręką”, a nawet bardziej powiem… „lekkimi rękami” – czytaj rękami urzędników, pozbywają się tych starych cennych drzew. Takich przykładów mógłbym, tylko z terenów naszego województwa, podać co najmniej kilka, gdzie pod topór (a raczej przez piły spalinowe) poszło kilkadziesiąt drzew. Bo…” proszę pana ze starymi drzewami to tylko kłopot, gałęzie lecą i liście, wiatry panie teraz takie silne, że drzewa się łamią, a ja tu na ich miejsce nowe młode posadzę i nie będę miał kłopotu przez lata, a przy okazji otoczenie wybrukuję i będzie ładnie i czysto”. Inni, może mniej „umocowani”, doprowadzają do okaleczania tych drzew zlecając najczęściej prace przy nich nie profesjonalistom, ale miejscowym, bo „ proszę pana on przecież w lesie robił to zna się na drzewach!

Co z nami w ostatnich latach poszło nie tak?

Tekst i zdjęcia: Marek Kubacki

Poprzednie odcinki znajdziecie:

Cz. 1 Dąb Cygański koło Kluk

Cz. 2 Parki w Krasnowie i Halinie

Cz. 3 Wiąz w Zduńskiej Woli

Cz. 4 Ogród Botaniczny w Łodzi

cdn.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *