Pozwolę sobie na początku na małą „prywatę”. Co prawda piszę te słowa, gdy za naszą wschodnią granicą trwa konflikt, być może cierpią tam Wasi bliscy czy znajomi, więc to może niezbyt właściwy moment? Ale po każdej, nawet najgwałtowniejszej burzy przychodzi uspokojenie i każda wojna się kiedyś skończy!
„Po zrzuceniu na Hiroszimę i Nagasaki, w 1945 roku, bomb atomowych, pośród zgliszcz i ruin ostały się… niektóre drzewa, które Japończycy nazwali „Hibakujumoku – zbombardowane drzewa”. Wiele z nich stoi i – co najważniejsze – żyje do dzisiaj! Podobnie było w 2001 roku, kiedy w ruinach WTC w Nowym Jorku, znaleziono mocno zniszczone drzewo, które po kilku latach „rekonwalescencji” nazwano „drzewem przetrwania” i ponownie posadzono w pobliżu miejsca, gdzie rosło przed zamachem. Stanowi obecnie ważny element miejsca upamiętniającego ofiary tej tragedii.
Za każdym razem musiał być jednak spełniony pewien warunek. Musieli się znaleźć ludzie, którzy pomogli w kryzysowych chwilach ich życia.
Podkreślam słowo… LUDZIE!!! ”
***************
Udało się, mimo panujących wokół nas trudnych czasów (spowodowanych różnymi przyczynami, tymi bardzo wielkimi – globalnymi, i tym drobnymi – osobistymi), doprowadzić do pierwszego spotkania z zaplanowanego przeze mnie cyklu „Z archiwum drzewoświra”.
Nie liczyłem jego uczestników, ale poza rodziną i znajomymi zauważyłem jeszcze kilka osób. Trudno mi wypowiadać się za innych (zresztą staram się tego unikać), ale ja… byłem zadowolony!
Ktoś powie: trudno, żeby było inaczej?
Dla mnie ważnym było, żeby kolejny raz spróbować przekazać innym to, na czym mi od dłuższego czasu bardzo zależy, czyli moje doświadczenie zdobyte przez kilkadziesiąt lat pracy przy drzewach, oraz być może zdobyć nowych zwolenników ich ochrony i opieki nad nimi, zwłaszcza tych rosnących w środowisku miejskim!
Należą się w tym miejscu podziękowania dla osób związanych z Miejscem Spotkań, bo również dzięki ich determinacji ten mój pomysł mógł się zrealizować (czytaj Szymon Iwanowski & Co). Jeżeli nie będzie jakiś nowych, niespodziewanych utrudnień niezależnych od organizatorów, to planuję jeszcze kilka razy spotkać się z Państwem w tym samym miejscu.
***************
Czyżby podzwonne dla starych i dużych drzew miejskich?
Ostatnie dni ponownie przyniosły ze sobą gwałtowne, huraganowe, silne wiatry, które powaliły wiele drzew. Zawsze gdy docierają do mnie medialne informacje (często umiejętnie „podgrzewane” przez reporterów), że w wyniku takich zdarzeń doszło do kolejnych strat i szkód, w tym i tych najboleśniejszych, czyli strat w ludziach, spotykam się z bardzo emocjonalnymi reakcjami osób dotkniętych tymi zdarzeniami. To zrozumiałe.! Ale głównymi „beneficjentami” tych wydarzeń są urzędnicy, którzy mogą nareszcie wydać zgody na wycinki „konfliktowych” drzew („dla bezpieczeństwa ludzi i otoczenia”) oraz developerzy i ich projektanci, którzy dostają do ręki kolejny argument, że najlepiej duże i stare drzewa wyciąć i posadzić młode oraz małe, bo będzie ładniej i bezpieczniej!
Kiedy ucichną wiatry i opadną emocje, oczekuję zawsze na refleksje ze strony tych wszystkich administratorów, właścicieli i najemców terenów, na których rosną owe „straszne” drzewa! Niestety bardzo rzadko je napotykam.
Czy naprawdę w ich budżetach nie ma pieniędzy na okresowe przeglądy tych drzew?
Czy naprawdę tak trudno znaleźć środki na systematyczną i profesjonalną pielęgnację drzew?
Nie jestem ekonomistą, ale coś mi mówi, że porównując poniesioną stratę uczynioną przez jedno drzewo, z wydatkami jakie należałoby ponieść na proponowane działania, to poniesione koszty ewidentnie przemawiają jednak za opieką nad tymi drzewami. Jednocześnie zaoszczędzono by wiele czasu i nerwów osobom dochodzącym roszczeń odszkodowawczych.
Mam taki zwariowany pomysł.
A może by tak bogate firmy ubezpieczeniowe, utworzyły wspólny „fundusz opieki nad drzewami miejskimi”. Ułamek procenta ich wpływów z tytułu ubezpieczeń tworzyłby możliwość profesjonalnej opieki nad naszymi drzewami. Mniej takich zdarzeń, mniej odszkodowań. I do tego można by również zaoszczędzić, na niewątpliwie nietaniej usłudze prawników!
Kilka lat temu jeden z banków oferował zniżki za sadzenie „drzewek tlenowych – oxytree”. Efekt tej akcji, powiedzieć mizerny, to mało! Może by teraz zasponsorował pielęgnację starych drzew? Np. zapomnianych zupełnie w naszym mieście pomników przyrody?
Gdzie te „zielone certyfikaty”, którymi tak się chwalą wielkie firmy!
Jeżeli dołożymy jeszcze setki drzew (może tysiące?), które padają pod topór lub są niszczone w ramach różnych inwestycji, to…..
Kiedy kilka dni temu dowiedziałem się, zaglądając na fb SOD, że padły kolejne drzewa w parku im. J. Poniatowskiego w Łodzi, i zobaczyłem zamieszczone tam zdjęcie, od razu rozpoznałem, że tym razem ofiarą wiatrów padła stara, okazała i zdrowa daglezja, rosnąca w zachodniej części parku, za stawem. Postanowiłem tam pojechać i do końca łudziłem się, że to nie o nią chodzi! Niestety, tym razem poddała się siłom natury!




Przygnębiony tym widokiem, po powrocie z parku, sięgnąłem do swojego archiwum, aby przypomnieć sobie jak to drzewo wyglądało stosunkowo niedawno, bo wiosną 2021 r.

***************
Na końcu 50-tego odcinka, wspomniałem o armatach. No i armata wystrzeliła.
I to dwukrotnie!
Pierwszy raz (i to dosłownie), pod koniec września 2001 roku, kiedy obchodziliśmy X- lecie PTChD-NOT (o tym w dalszej części tego odcinka). Miało to miejsce we „włościach” naszego członka, Janka Klauze, w Witaszycach koło Pleszewa (później jego Syn stał się Panem tego obiektu). Odbywała się tam pierwsza część (ta mniej oficjalna) obchodów jubileuszu naszego Towarzystwa.
Druga, bardziej oficjalna odbyła się w listopadzie w Warszawie, w siedzibie FSNT-NOT przy ul. Czackiego.

Drugi raz armata wystrzeliła (w przenośni) kilkanaście dni temu, gdy okazało się, że opowieść o naszym pobycie w Wersalu ma swoją, zaskakującą nieco kontynuację!
Kiedy zakończyłem już pisanie odcinka nr 50, otrzymałem od nieocenionej Joasi Łuczyńskiej informację, że przyszła odpowiedź z Wersalu. Joanna, po naszej wspólnej „pracy” przy zachowanym w moim archiwum filmie, postanowiła zapytać „u źródła” o dalsze losy tego drzewa, adoptowanego przez PTChD na terenie „Wioski Królowej” (odsyłam do 49 odc.). Prowadziła w tej sprawie korespondencję z Towarzystwem Przyjaciół Wersalu.
Trochę nie bardzo wierząc w otrzymanie odpowiedzi, zostaliśmy mile zaskoczeni, gdy na początku lutego br. do Joanny dotarł mail – odpowiedź z Wersalu, którą pozwalam sobie poniżej Państwu zaprezentować (tłumaczenie tekstu z j. francuskiego – J. Łuczyńska).
Wraz z nim otrzymaliśmy kopię listu (jest o tym mowa w owym mailu) od Pana Huberta Astier. Oryginał listu gdzieś zaginął w PTChD, ale dzięki – niezawodnemu jak widać – archiwum Zamku w Wersalu, niejako do nas powrócił. List napisany po angielsku poddałem „automatycznej” obróbce tłumaczeniowej i również go Państwu przedstawiam.
List został wysłany w lipcu 2000 r., jeszcze przed otrzymaniem certyfikatu, który poprzednio prezentowałem.
Comme indiqué au téléphone, le don effectué par la POLSKIE TOWARZYSTWO CHIRURGOW DRZEW n’est pas passé par la Société des Amis de Versailles mais a été directement adressé au Château de Versailles. J’ai donc interrogé mes interlocuteurs de l’Établissement public qui, après des recherches dans leurs archives, n’ont malheureusement pas trouvé de document indiquant la situation géographique précise de l’arbre (si ce n’est au Hameau de la Reine, comme le précise déjà le certificat d’adoption). Néanmoins, ils ont retrouvé le courrier de remerciements qu’avait envoyé alors le président du Château de Versailles, Hubert Astier. Je vous le joins à toutes fins utiles. Ils m’ont indiqué également que ce don fut l’un des rares provenant de Pologne et qu’ils remercient une nouvelle fois l’association pour son don. Je reste à votre disposition pour toute information complémentaire, Bien cordialement, — Aline Constant Mécénat ligne directe : +33 1.30.83.75.63 Société des Amis de Versailles Château de Versailles – RP834 78008 Versailles cedex – France Standard : +33 1 30 83 75 48 www.amisdeversailles.com chroniques.amisdeversailles.com | Tak jak powiedziałam przez telefon, dar POLSKIEGO TOWARZYSTWA CHIRURGÓW DRZEW nie przechodził przez Towarzystwo Przyjaciół Wersalu, tylko został wpłacony bezpośrednio na Zamek w Wersalu. Zwróciłam się więc do kolegów z powyższej instytucji państwowej. Niestety mimo poszukiwań w archiwach nie udało się ustalić dokładnego umiejscowienia drzewa (wiemy tylko, że znajduje się w Wiosce Królowej, tak jak zostało napisane na świadectwie adopcji). Koledzy znaleźli natomiast list z podziękowaniami wysłany przez prezesa Zamku w Wersalu Huberta Astier, który załączam. Powiedzieli również, że był to jeden z nielicznych darów z Polski i jeszcze raz za niego dziękują. Z wyrazami szacunku — Aline Constant Mécénat tel. bezpośredni : +33 1.30.83.75.63 Société des Amis de Versailles Château de Versailles – RP834 78008 Versailles cedex – France Standard : +33 1 30 83 75 48 www.amisdeversailles.com chroniques.amisdeversailles.com |
Powyżej mail z Wersalu, w tłumaczeniu Joanny Łuczyńskiej.

Oto tłumaczenie powyższego listu:
„ Szanowni Państwo!
Serdecznie doceniamy i dziękujemy za Państwa spontaniczną pomoc w naszej akcji solidarnościowej na rzecz renowacji parku przy Zamku w Wersalu.
Dzięki Waszej hojności i wsparciu wielu innych darczyńców jesteśmy w stanie posadzić różne gatunki drzew, nawet te rzadkie.
Od teraz będziemy wspólnie uczestniczyć w rekonstrukcji tego wyjątkowego miejsca światowego dziedzictwa.
W załączeniu znajduje się przegląd różnych zdewastowanych obszarów, który pokazuje zakres naszego zadania.
Wyślemy Wam później zaświadczenie o adopcji z Waszą nazwą, poświadczające położenie drzewa w Parku.
Z poważaniem
Hubert Astier”
Przyznam, że bardzo lubię takie „zapętlenia czasowe”, takie niespodziewane puenty zdarzeń sprzed lat!
**********
Wracając do 2001 roku, chciałem opisać jeszcze kilka przykładów naszych prac z tamtego okresu. W ramach kolejnych zabiegów pielęgnacyjnych przy starodrzewie w łódzkich parkach zlecono nam prace w Parku Słowackiego. Łodzianie wiedzą, że jest to szczególny park, i rośnie w tym parku szczególne drzewo. I nie ze względu na jego wyjątkowe rozmiary bądź rzadki gatunek, ale na konotacje historyczno-religijne! Można się o tym przekonać odwiedzając to miejsce.

Przytoczę teraz pewien „smaczek” związany z tymi pracami. Poproszono nas bowiem, abyśmy na to drzewo nie wchodzili z pielęgnacją. W tamtym okresie zdawano się często w dużej mierze na naszą wiedzę oraz doświadczenie i to my typowaliśmy drzewa (w ramach podanej w zleceniu liczby drzew i określonych ich rozmiarów), które naprawdę wymagały prac! Świadczyło to o docenianiu naszego doświadczenia i wiedzy oraz… dużym zaufaniu do nas, którego nigdy nie nadużyliśmy! A ponieważ akurat wtedy drzewo to nie wymagało żadnych prac, nie było z tym problemu. Nie wiem, czy ktoś później wykonywał przy nim jakieś prace? Nigdy, będąc w tym parku, nie oglądałem go pod tym kątem.
W odcinku poświęconym m.in. starym łódzkim limbom, napisałem, że jedna z dwóch rosnących w Parku Słowackiego, znajduje się w pobliżu powyższego kasztanowca, i że została mocno zasiedlona przez bluszcz. W 2001 roku była już lekko pochylona, ale „czysta”, bez pnącza na pniu i w koronie.

Koneserom oraz poszukiwaczom dendrologicznych ciekawostek polecam natomiast odszukanie rosnącego w Parku Słowackiego jedynego znanego mi w Łodzi starego jesiona mannowego. Jest to rzadziej spotykany gatunek jesionu. Ten okaz rośnie na skraju parku od strony Al. Politechniki. Charakterystycznym jego elementem jest „głowica” u nasady korony, efekt szczepienia. W maju, kiedy zakwitają jego drobne kredowobiałe kwiatki skupione w wiechach, roznosi się wokół delikatny i przyjemny zapach.


Wykonując zlecenie od administratora jednej z prywatnych łódzkich kamienic, położonej przy ul. Narutowicza 32, natrafiliśmy tam na bardzo rzadką odmianę wiązu.
Moim zdaniem jest to wiąz syberyjski, choć swoją wysokością i aktualnym pokrojem zaprzecza opisom zawartym w podręcznikach (łacińska nazwa Ulmus pumila odnosi się bowiem do drzewa karłowatego). Myślę, że jego obecny wygląd jest efektem wieloletniego rośnięcia w tym specyficznym miejscu oraz różnych metod, jakimi był traktowany (głównie jego korona) w czasie swojego niewątpliwie długiego żywota.
Kilkukrotnie wykonywaliśmy przy nim prace, za każdym razem znajdując go w dobrej kondycji, mimo ekstremalnych warunków, w jakich rośnie (zamknięte kamienicami „ciemne” podwórko).


Kiedy w grudniu 2021 roku tam zajrzałem, drzewo nadal było na swoim miejscu.
Kolejną ciekawą pracą była również wykonana na zlecenie od osoby prywatnej. Właścicielka dworu w Giemzowie pod Łodzią poprosiła nas o skrócenie korony lipy, która rosła pomiędzy dawnym budynkiem gospodarczym, zamienionym na potrzeby hotelowe, a szklarnią. Z drzewa odłamywały się konary i gałęzie, powodując uszkodzenia tych budowli, była też mocno zasiedlona jemiołą. Dla tej pracy zapożyczyliśmy pomysł z tzw. „tyrolki”, czyli linowej windy, za pomocą której transportowane były ponad „wrażliwymi” budynkami odcinane części drzewa.


Opuszczanie konarów z ich przemieszczaniem (kilkadziesiąt metrów w poziomie) za pomocą „tyrolki”.

Kilka lat później jeszcze raz byliśmy poproszeni w to miejsce celem ścinki dużego, starego klona pospolitego, którego jeden z pni wyłamał się w trakcie burzy i zawisł na innych drzewach tworząc to, czego pilarze bardzo nie lubią, czyli „bramę” zwaną też czasami „mostkiem”! Z własnej praktyki wiem (i to dosłownie, bo to robiłem), że jest to jedna z najtrudniejszych prac w tej branży, przy tym bardzo niebezpieczna!





Prace takie jak te opisane powyżej wymagają dużego doświadczenia, zarówno w sferze ich organizacji, jak i dużego doświadczenia od bezpośrednio wykonujących osób. Pozwala to uniknąć czynienia szkód w otoczeniu tych drzew, a przede wszystkim uniknięcia wypadków dotykających pracujących ludzi!
Kończąc wspominanie wydarzeń z 2001 roku, wracam do jubileuszu X- lecia PTChD, który, jak na wstępie napisałem, obchodzony był w dwóch etapach. Pod koniec września gościł nas jeden z najstarszych stażem członków naszego Towarzystwa, Janek Klauza.
Janek to właściciel firmy „Ogrobud”, wtedy jednej z największych z polskich firm w tej branży. Pionier i jeden z najlepszych specjalistów od przesadzania duuuuu….żych drzew! Miałem okazję już o tym pisać na łamach „Zielnika Łódzkiego”.
Janka bardzo cenię jako fachowca, ale również bardzo go szanuję jako człowieka, bo wielokrotnie otrzymywaliśmy z jego strony dużą pomoc w wykonywanych pracach, korzystając zarówno z jego doświadczenia, jego sprzętu oraz hodowanych w jego szkółkach roślin. Poza zaangażowaniem w prowadzenie firmy Janek ma wielką pasję. Mało powiedziane wielką… olbrzymią. To Bractwo Kurkowe!
Kiedy ostatnio spotkaliśmy się w 2021 roku na jubileuszu XXX- lecia PTChD w Warszawie, wręczył mi, opracowaną pod jego redakcją, bogato wydaną, historię reaktywacji (po zmianach ustrojowych) Bractw Kurkowych w Polsce.

W trakcie wspominanych wyżej uroczystości w 2001 r. Janek zaprezentował jubileuszowym gościom swoją firmę, swoje prace m.in. w parkach i na ulicach Kalisza.

Zorganizował również wycieczkę m.in. do Śmiełowa, w którym znajduje się, otoczony starym parkiem z okazałymi drzewami, pałac mieszczący Muzeum Adama Mickiewicza.
Piszę o tym dlatego, że w latach 2020-2021 roku trafiłem do Śmiełowa ponownie, za przyczyną najpierw oceny drzew przeznaczonych do pielęgnacji, a następnie nadzoru nad tymi pracami. Postaram się kiedyś napisać trochę więcej o tamtych terenach i obiektach.
Poza wieloma atrakcjami, jakie wtedy nam Janek przygotował, był też (a jakże by inaczej) konkurs w strzelaniu …z wiatrówki do tarczy! Gdzieś mam nawet okazjonalny dyplom udziału w tej zabawie. Niestety poza tym okolicznościowym wystrzałem z armaty więcej nie pozwolono nam z niej strzelać. A szkoda, bo chętnych było wielu!

Ważnym wydarzeniem, kończącym niejako 2001 rok, w jakim miałem okazję uczestniczyć w dniu 6 grudnia, były uroczystości związane z 100 rocznicą urodzin Prof. dr Jakuba Mowszowicza. Okolicznościowe sympozjum zostało zorganizowane przez Uniwersytet Łódzki, którego był Profesorem. Przypomnę tylko, być może mniej zorientowanym, że J. Mowszowicz był wielkim polskim botanikiem, autorem wielu fundamentalnych publikacji, w tym całej serii przewodników do oznaczania naszej flory, zarówno roślin zielnych, jak drzew i krzewów. Pod jego też kierunkiem powstało „kultowe” opracowanie dla historii naszego miasta, tj. „Parki Łodzi”, wydane w 1962 roku przez Łódzkie Towarzystwo Naukowe. Przypomnę również, że w skład zespołu kierowanego przez J. Mowszowicza, który opracowywał tę publikację, wchodził prof. Romuald Olaczek.

Profesor R. Olaczek, kontynuując niejako dzieło J. Mowszowicza, zebrał zespół autorów, który od kilkunastu lat przygotowuje serię zeszytów pt. „Parki i Ogrody Łodzi”, finansowaną przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a wydawaną przez Stowarzyszenie „Film-Przyroda-Kultura”.
Mam niezwykłą przyjemność zawiadomić Czytelników, że ukazał się, dosłownie na dniach, zeszyt nr 8, w którym opisano historię i dzień dzisiejszy parku im. ks. Józefa Poniatowskiego!
Jestem głęboko przekonany, że publikacja ta (tak jak i wcześniejsze), bogata w treści, jak i bogato oraz bardzo barwnie ilustrowana, będzie poszukiwana przez miłośników historii naszego miasta, miłośników ogrodnictwa, architektów krajobrazu i wszystkich, którym pojęcie sztuka ogrodnicza nie jest obce!
Niestety czas oraz natura robi swoje i niektóre informacje, w tym bardzo przecież świeżym wydawnictwie, stają się szybko nieaktualne (kolejne drzewa zostały powalone – patrz wstęp do tego odcinka).

**********************
Dla historycznego porządku muszę wspomnieć jeszcze jedno wydarzenie, które niewątpliwie miało duży wpływ na funkcjonowanie naszej firmy, i to (jak się po czasie okazało) przez kilkanaście jej najbliższych lat. Do Łodzi zostało przeniesione, w 2001 roku, Biuro Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Chirurgów Drzew-NOT.
Przyczyną tego był wybór piszącego te słowa, na Prezesa ZG Towarzystwa, a zasadą naszego Stowarzyszenia jest, że siedziba Biura ZG jest w miejscu wskazanym przez nowo wybranego Prezesa.
Stąd ŁÓDŹ. I trwało to 14 lat!
Tekst i zdjęcia: Marek Kubacki
Poprzedni odcinek Opowieści Marka Kubackiego TUTAJ.
Dzień dobry, mam pytanie: gdzie można zakupić aktualne i poprzednie zeszyty „Parków i ogrodów Łodzi”?
Proszę zapytać w Ogrodzie Botanicznym.