Już chyba napomykałem, że coraz trudniej będzie mi wynajdywać w moim archiwum ciekawe prace związane z pielęgnacją starych drzew, w tym z chirurgią drzew.
Nowe czasy zmieniły podejście zarządców terenów, na których one rosły. Drzewa pomnikowe i starodrzewy zeszły na plan dalszy wobec współczesnych potrzeb przygotowywania terenów (i rosnących na nich drzew) pod nowe, tak wyczekiwane inwestycje. Ustawodawca też „przyłożył do tego rękę”, ułatwiając wiele „niecnych” działań poprzez dostosowanie prawa (czytaj…zepsucie go!) pod potrzeby tych nowych czasów.
A tak naprawdę pod partykularne potrzeby zainteresowanych grup branżowych (lobbing).
Nie słuchano tych, co mówili, że takie postępowanie ma „krótkie nogi” i że w wielu krajach na zachodzie to przerobiono i odstępuje się od takiego „nieludzkiego” podejścia do zieleni wysokiej, zwłaszcza w miastach i na terenach przemysłowych. Nawet potwierdzone badaniami naukowymi zmiany klimatu również nie spowodowały modyfikacji w podejściu do projektowania nowych, a przede wszystkim utrzymania istniejących zasobów zieleni w naszych miastach. Widzimy to na co dzień, m.in. mijając trwające inwestycje, czy to mieszkaniowe (developerzy), czy drogowe (samorządy) w naszych miastach.
Co ciekawe, podobno tak „wyczulone” na głosy mieszkańców władze zupełnie sobie nic nie robią z licznych protestów – więcej, nic sobie nie robią z różnych uzgodnień i konsultacji z mieszkańcami, które prowadzą przed ich rozpoczęciem! Pamiętam, a mam jak na razie dobrą pamięć, że „zaprzeszłe władze” nazywano aroganckimi. To jakie słowo jest adekwatne do obecnych władców naszych miast i osiedli?
Kiedy przychodzi mi opisywać niektóre sytuacje spotykane „na mieście” lub niektóre decyzje i działania podejmowane wobec drzew, np. w trakcie różnych inwestycji, trudno jest mi powstrzymywać się od używania tzw. „mocnego języka”. Muszę jednak zachować jego poprawność i „polityczność”, bo inaczej jakiś internetowy algorytm to wykasuje.
Wydaje mi się, że mój praprzodek, gdy np. padające pod wpływem silnego wiatru drzewo zawaliło mu wyjście z jaskini, również wcale nie powiedział grzecznie…”jak mi to utrudnia życie”. Na pewno była to zdecydowanie mocniejsza reakcja! A jak sobie „walnął” maczugą w palec, to dopiero…!!!
Czasami chciałoby się walnąć kogoś taką maczugą, bo już słów i cierpliwości brakuje!
Wielokrotnie podkreślam (w tych moich opowieściach) mój wiek, jak również moje doświadczenie zawodowe. I nie robię tego, aby kogokolwiek tym „kokietować”, jeśli można się tak wyrazić! Wiekiem bowiem tłumaczę sobie to, że ciągle zaskakuje mnie fakt, iż obcując z przedstawicielami młodszych pokoleń pracujących dla różnych urzędów, biur projektowych, developerów, spotykam się z brakiem podstawowej wiedzy z zakresu np. ochrony drzew w trakcie prowadzonych inwestycji.
Pomijam świadome działania w celu zaniechania zastosowania tych dostępnych możliwości technicznych. Zakładając jednak dobrą wolę moich partnerów, utwierdzam się w przekonaniu, że nie wszystko da się „wyguglać”!
Nawet najlepiej opracowane standardy, niestety głównie jednak przez (powiem kolokwialnie) „teoretyków”, nie zastąpią doświadczenia oraz rzetelnego nadzoru nad wykonawcami. Wiem, co piszę, bo bywałem zarówno wykonawcą, jak i inspektorem nadzoru. Jest wiele sposobów na bezkarne „przemycenie” wielu nieprawidłowości, jeśli wcześniej nie wyłapie ich nadzór!
Przypadkowy i okazjonalny nadzór nad takimi pracami skutkuje tym, że dopiero po latach od zakończenia inwestycji zaczyna się agonia starych, sąsiadujących z nimi drzew!
Ale kto już wtedy o tym pamięta i jest w stanie podać przyczyny tych zjawisk? A nawet, jeśli znajdzie się ktoś taki, to najczęściej już nie można, zgodnie z obowiązującym prawem, wyciągnąć żadnych konsekwencji wobec sprawców.
Fora internetowe oraz lokalne media żyją ciągle „wyczynami” wykonawców w trakcie prowadzonych różnych inwestycji na terenie naszego miasta, w tym najbardziej „gorącej” inwestycji, czyli przebudowy ulicy Wojska Polskiego. Na tejże ulicy pod negatywną presją prac, związanych z jej remontem, będą setki starych drzew. I to nie tylko przez okres jej trwania (ciekawe jak długo, bo jak dotychczas żadne podawane terminy prowadzonych inwestycji nie są dotrzymywane?), ale jeszcze przez wiele lat po jej zakończeniu!
Dlatego tych kilka zdjęć z tego miejsca (zrobiłem je w miesiącu marcu 2022 r.) proszę potraktować jedynie jako przyczynek do dyskusji nt. nie tyle metod i sposobu prowadzenia tego typu inwestycji, a raczej jako sposobu i metod traktowania mieszkańców naszego miasta, którym te problemy nie są obojętne!
Kilka dni temu wyczytałem w lokalnej, bezpłatnej gazecie, ile to przybędzie w mieście nowych drzew. Bardzo mnie to ucieszyło, jak zresztą każde nowe drzewo (podkreślam drzewo, a nie jego erzac!) posadzone w naszym mieście (już o tym zresztą pisałem).
Czekam jednak, kiedy nasze miejskie władze, tak skrupulatnie informujące o tych nowych nasadzenia, np. w tejże samej gazecie poinformują uczciwie mieszkańców, ile drzew zostało usuniętych z terenu miasta w ramach prowadzonych inwestycji!
Tylko w ten sposób będzie można ocenić, czy w wyniku tej „wymiany” straciliśmy, czy zyskaliśmy „środowiskowo”, jako mieszkańcy miasta. Są już metody naukowe pozwalające na takie porównania! I przy całym szacunku, estetyka miasta jest, w tym przypadku, na dalszym miejscu tej oceny.
Nie wiem czy ktoś w mieście ogarnia ten temat w całości? Są bowiem inwestycje przez duże „I”, którymi żyje wielu z nas, i te niewielkie, lokalne, na których również dochodzi do eliminacji wielu drzew. Tylko czy aby wszystkich legalnie? Za zgodą odpowiednich wydziałów?
Przechodzę od wielu miesięcy prawie codziennie obok jednej z nich. Pomijam fakt, że na „żółtej tablicy” napisano o przebudowie i rozbudowie poprzedniego obiektu, a fakt jest taki, że stary zupełnie rozebrano, wykonano dodatkowo głębokie wykopy i powstaje zupełnie nowy obiekt budowlany! Przy okazji zniknęło kilka drzew rosnących obok starego budyneczku. Jedno z nich (stary klon jawor) najpierw kilkakrotnie przycinano (gałęzie kolidowały?), aż nagle go usunięto! Rozumiem, że czekano na decyzję o wycince, stąd te korekty korony (?!). Ot mała „inwestycyjka”, a straty niepowetowane! Ile takich działań ma miejsce, wiedzą najlepiej „wrażliwi mieszkańcy” okolic, w których one występują – i chyba tylko oni?
I jeszcze inny przykład traktowania drzew przez wykonawców prac w naszym mieście.
Tym razem w ramach trochę mniejszej inwestycji drogowej, gdzieś na obrzeżach miasta. Zdjęcie otrzymałem od zaprzyjaźnionego Kolegi z branży, którego autorstwa nie ujawniam, bo On, w przeciwieństwie do mnie, prowadzi nadal aktywną działalność jako wykonawca prac.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem to zdjęcie, od razu nasunęła mi się pewna fraza, dla jego zatytułowania:- …A mówią, że się nie da znaleźć „kompromisowego” rozwiązania problemu drzew?… Dodam, że to kuriozum pochodzi nie z zamierzchłej przeszłości, a z roku 2021! I jakoś nie wierzę, że prace te nie zostały odebrane, a ich wykonawca poniósł karę za zniszczenie drzewa! Zdrowego drzewa! Tzn. do czasu przeprowadzenia tych prac było ono zdrowe!
Spotykam wiele podobnych przykładów wandalizmu (akceptowanego wandalizmu?), ale w tym przypadku, „zafascynowało mnie” skomplikowanie procesu „adaptacji” pnia drzewa i betonowego obrzeża!
Jednak nie byłbym w porządku, gdybym nie docenił i innych postaw (pomijam te prezentowane przez grupę osób, z którymi mam od lat przyjemność współpracować, skupionych m.in. wokół Społecznych Opiekunów Drzew – wiadomo, dlaczego!), świadczących o tym, że coś się jednak powoli (bardzo powoli, ale jednak) zmienia.
Niedawno, byłem mile zaskoczony postawą przedstawiciela jednego z developerów (człowiek w wieku mojego Syna – 30+), który poprosił mnie o konsultację przyszłej inwestycji mieszkaniowej, na wstępnym etapie jej planowania (sic!), położonej w dosyć newralgicznym miejscu naszego miasta.
Miejsce oraz personalia pozostawiam dla siebie, aby nie wywoływać niepotrzebnych emocji, zależy mi bowiem na obiektywizmie przedstawionych poniżej stwierdzeń.
Spędziliśmy razem, na przyszłym placu budowy, pośród rosnących tam drzew, godzinę „z okładem”, w trakcie której starałem się odpowiedzieć Mu na wszelkie nurtujące pytania. Zaproponowałem jednocześnie takie spojrzenie na istniejącą sytuację (patrz: stan, wiek, rozmiary i położenie drzew), aby uwzględniono w przyszłym projekcie budowy i zagospodarowania tej działki pozostawienie wielu z tych okazałych roślin, oraz, co nie mniej ważne, przewidzieć ich ochronę na czas budowy i po jej zakończeniu!
Oczywiście nie wiem, ile z tych moich sugestii zostanie uwzględnionych w trakcie planowanego tam „procesu inwestycyjnego”, natomiast byłem usatysfakcjonowany tym, że Pan, z którym prowadziłem rozmowy, przy rozstaniu powiedział, że spowodowałem, iż inaczej patrzy teraz na ten problem! Będzie się starał przekazać i przedyskutować te moje propozycje ze swoimi przełożonymi.
Może to niewiele, ale miłe i świadczy, że być może dociera powoli do młodszych pokoleń, iż to, jak będą w przyszłości żyć, w jakich warunkach, w jakim otaczającym ich środowisku, zależy przede wszystkim od nich samych. My, „starzy”, jesteśmy po to, aby im w tym pomóc, bazując na swoim doświadczeniu, bo niestety realizacji wielu z tych planów już nie dożyjemy!
Dodam, że 90% roślin, o których rozmawialiśmy, to tzw. samosiewy, które znalazły się na tym terenie bez czynnego i świadomego udziału człowieka!
Kończę ten „trudny” fragment tego odcinka moich opowieści „o drzewach i nie tylko…”, taką oto ogólną refleksją:
…Rozwój i modernizacja miast to proces „życiowy”, ciągły, trwający od początku ich powstawania. Miasta, które się nie rozwijają… umierają, tak jak inne organizmy żywe.
W wielu krajach na świecie przetestowano te zjawiska o wiele wcześniej niż u nas, i to na dużo większą skalę. Podjęto wiele błędnych działań. Z niektórych było się trudno wycofać. Głównie z tych, które mocno wpłynęły na stan środowiska miejskiego!
Wyciągnięto jednak wiele wniosków i zdobyto wiele doświadczeń. Nie trzeba być wyedukowanym urbanistą czy architektem, żeby mieć tego świadomość.
Dlaczego my musimy popełniać te same błędy, które już zostały jednoznacznie nazwane, a od czynienia których odstąpiono?
Czy terapia odczuwalna „na własnym ciele” jest jedyną, na jaką nas stać?
Dlaczego nie chcemy korzystać z wniosków tych, którzy ten „ból” już mają za sobą?…
Ja wiem, że to nie jest łatwe, ale czy naprawdę niemożliwe?
++++++++
Wracając do moich opowieści: przypomnę, że w poprzednim odcinku (nr 56) zakończyłem je na pierwszej połowie 2004 roku.
Druga połowa nie obfitowała w nadmierną ilość prac wartych zaprezentowania Szanownym Czytelnikom, ale…
W czerwcu zgłosiła się do nas studentka SGGW, z zapytaniem – czy nie mogłaby odbyć u nas praktyki studenckiej? Oczywiście wyraziliśmy zgodę, dodatkowo załatwiając jej również drugą ich część w Ogrodzie Botanicznym w Łodzi (od czego są znajomości!).
Nasza praktykantka jeździła z nami po województwie łódzkim (m.in. Władysławów k/Zgierza – dąb) oraz woj. świętokrzyskim (niestety umknęły mi nazwy odwiedzanych miejscowości), na oględziny przyszłych prac.
W ich trakcie objaśnialiśmy jej m.in. na czym polega diagnozowanie stanu drzew i planowanie zabiegów. Miała też możliwość zobaczenia w akcji naszej brygady, w trakcie prac prowadzonych wtedy na terenie Łodzi, bo prace w Świętokrzyskiem wykonywaliśmy w II poł. września. Jej praktyka u nas trwała tylko 2 tygodnie, a odbiór tych prac nastąpił 1 października.
Od tego czasu niestety nie miałem możliwości obejrzenia tamtejszych „naszych pacjentów”, mam jednak nadzieję, że nadal mają się dobrze! A praktykantka, z tego co wiem, niestety nie realizuje się zawodowo w wyuczonym zawodzie. No cóż, różnie się układają ludzkie losy. Sam zresztą wiem coś na ten temat!
We wrześniu 2004 r. byliśmy z Klimkiem na kolejnej konferencji wyjazdowej organizowanej przez PTChD. Tym razem na Podlasiu. Jeden z dni spędziliśmy na Białorusi. Wtedy jeszcze „bat’ka” pozwalał coś tam zobaczyć, ale oczywiście… w towarzystwie kilku panów „w garniturach”. Dzięki temu trafiliśmy m.in. do Siechnowicz, miejsca urodzenia Tadeusza Kościuszki. Co ciekawe, oprowadzał nas po jego muzeum mieszczącym się w dawnym dworze… również Pan Tadeusz Kosciusko, podobno krewny Naczelnika!
Zobaczyliśmy też w Hruszowej słynny dąb „Dewajtis” rosnący na terenie dawnego założenia dworsko-parkowego, będącego onegdaj własnością pisarki Marii Rodziewiczówny! Jedna z jej powieści nosi właśnie tytuł „Dewajtis”. Jeszcze ze szkolnych lat pamietam, że trudno mi było przebrnąć przez inną jej powieść, a naszą wtedy lekturę obowiązkową – „Lato leśnych ludzi”. Rodziewiczówna spędziła w Hruszowej, majątku odziedziczonym po śmierci ojca, ponad 50 lat, i to głównie tam powstawała jej twórczość literacka.
Kończący się rok 2004 niejako „podsumowałem” odczytem w łódzkim Oddziale SITO-NOT pt. „Czy drzewa w miastach dotrwają XXII wieku ?”.
Czy temat jest nadal aktualny?….
++++++++
Od pewnego czasu zauważam, że sporo przestrzeni miejskiej pokrytej zielenią wysoką, dotychczas dostępnej ogółowi mieszkańców, staje się w wyniku decyzji władz dostępna jedynie dla wybranych. I nie chodzi mi tutaj jedynie o tereny przekazywane developerom, którzy, jeśli nawet nie wycinają wszystkich drzew, to i tak tereny te wygradzają jedynie „dla swoich”. Chodzi mi konkretnie o park im. B-pa Michała Klepacza.
Kiedy po jego ogrodzeniu przekazany został we władanie Politechniki, zapewniano, że będzie on zawsze dostępny dla mieszkańców naszego miasta.
No cóż, słowa, słowa, słowa…
Od początku wojny na Ukrainie jest on dostępny jedynie dla studentów i pracowników uczelni z uwagi na…stan alarmowy „Bravo”. I tak to miejsce, jedno z najważniejszych w historii mojej firmy, w którym wykonaliśmy wiele ważnych prac, o których już wielokrotnie pisałem, mogę oglądać jedynie zza krat! Co prawda nie tylko drzewa zza nich widać, ale i sporo ludzi tam się przemieszczających, ale rozumiem, że oni nie zagrażają?
Komu lub czym?
Na przykład zamachem terrorystycznym na Dęba „Fabrykanta”, który kandyduje do tytułu Drzewo Roku 2022, jak doniosła lokalna prasa.
Kiedy stałem poza ogrodzeniem parku, nasunęła mi się pewna refleksja.
W 1995 roku, jesienią, Paryż wstrząsany był licznymi zamachami terrorystycznymi. Przeżyliśmy to wraz z Klimkiem podczas tygodniowego pobytu, o którym już kiedyś wspominałem. Bomby wybuchały wtedy na ulicach i w metrze. Mimo takich sytuacji żaden park, nawet Wersal, nie był zamknięty. Niektóre były owszem chronione przez bardziej lub mniej widoczne patrole lub posterunki różnych „służb”, ale żaden nie był wyłączony z możliwości jego odwiedzania przez turystów czy mieszkańców.!
Podobno u nas prawa tworzą ludzie, dla … No właśnie, dla kogo?
++++++++++++++++
Kiedy przystępowałem do prezentowania w Zielniku Łódzkim, moich doświadczeń oraz wspomnień, zakładałem, że będzie to „sama przyjemność”. Taki powrót do” fajnych” czasów, kiedy dużo dobrego robiło się, aby nasze stare drzewa ochronić i zabezpieczyć, przekazując je, jako dziedzictwo, kolejnym pokoleniom!
Życie jednak pisze swoje scenariusze („czarny łabędź” ciągle lata), stąd przyjmując w moich opowieściach również formułę komentowania otaczającej mnie rzeczywistości, momentami daleko od tej „przyjemności” się w nich oddalam.
Postanowiłem dlatego zrobić mały „reset” i skupić się w kolejnych odcinkach (już po wakacyjnej przerwie, jeżeli nic nieprzewidzianego się nie wydarzy w międzyczasie), głównie na wspomnieniach z minionych lat i wykonanych w ich trakcie prac (może już nie tak chronologicznie jak dotychczas), aby niejako „uciec” spod przytłaczającej rzeczywistości, zarówno tej zawodowej jak i tej … ogólnej.
A na razie życzę moim Szanownym Czytelnikom wypoczynku wakacyjno- urlopowego i odnajdywania przyjemności w obcowaniu z naturą oraz jej pięknem, w tym oczywiście z drzewami, a niejako „na zachętę” załączam piękne drzewo zobaczone w trakcie mojego wyjazdu na FLORIADĘ !
Tekst: Marek Kubacki
Zdjęcia: Marek Kubacki (jeśli nie podpisano inaczej)
Poprzedni odcinek Opowieści Marka Kubackiego TUTAJ.