Witam po wakacyjnej przerwie Szanownych Czytelników.

Wiem, na pewno, że kilkoro jest „ze mną” od samego początku, za co Im (i wszystkim innym oczywiście), serdecznie dziękuję, licząc nadal na wyrozumiałość, a tym odcinkiem zaczynam trzeci sezon pisania na gościnnym Zielniku Łódzkim Małgosi Godlewskiej!

+++++++++++

We wspominanym przeze mnie roku 2004 (w dwóch poprzednich odcinkach, tj. 56 i 57) skończył się pewien dobry okres w łódzkiej zieleni.

To jest oczywiście moje subiektywne zdanie!

Zmienili się zarządzający nią ludzie, zmieniało się również prawo (moim zdaniem na gorsze), bo m.in. zlikwidowano obowiązkowe opłaty za wycinanie drzew, wprowadzając nasadzenia zastępcze (tzw. „kompensacyjne” – kto to tę nazwę wymyślił? co one kompensują? bo na pewno nie wycięte drzewa!) oraz zlikwidowano gminne fundusze ochrony środowiska, z których pochodziło najwięcej pieniędzy na prace przy drzewach. Zmieniła się również pewna „filozofia” dotycząca rosnących w miastach starych drzew!  

Zmiany podobne obserwowałem zresztą w całym kraju. Oczywiście nie stało się to wszystko w 2004 roku, ale takie działania ustawodawców spowodowały, że… ostały się nieliczne miejsca w kraju, gdzie nadal doceniano wartość starych miejskich drzew, i mimo zmniejszających się budżetów znajdowano środki na ich pielęgnację.

Coraz mniej było zleceń na specjalistyczne, kompleksowe zabiegi, m.in. przy drzewach – pomnikach przyrody.

Dlatego, od tego odcinka, zmienię przyjętą dotychczas formułę moich opowieści. Mniej będę się trzymał w nich chronologii, skupię się bardziej na konkretnych problemach, pracach czy zdarzeniach.

Ale nadal będę się starał, żeby była to DENDROLOGIA PRAKTYCZNA.

I jeszcze jedna uwaga, wynikająca z docierających do mnie głosów, Szanownych Czytelników tych opowieści.

Kilka osób pytało mnie o ich wydanie w formie książki. Jako ich autor miło mi to słyszeć, ale jak zwykle wszystko rozbija się o fundusze na jej wydanie, a tych niestety nie mam. No cóż, jak dotąd, niestety żadne wydawnictwo nie złożyło mi odnośnej propozycji (proszę to oczywiście potraktować w kategoriach żartu, tzn. tę „propozycję”).

Stąd pozostaje mi proponować Państwu cierpliwość i znajdowanie kolejnych odcinków na gościnnych łamach Zielnika Łódzkiego.

++++++++++++++

Wielokrotnie w tych opowieściach odnosiłem się do teorii „czarnego łabędzia” (która pokrótce brzmi, że… to nieprzewidziane zdarzenia decydują o naszym życiu). Oto kolejne przykłady na jej istnienie.

Na początku czerwca br. historia mojego życia zawodowego, związanego z drzewami, zatoczyła niespodziewanie koło!

Zadzwoniła do mnie pewna Pani, obecna właścicielka dworu i otaczającego go parku, znajdującego się we wsi Trzcianna (gm. Nowy Kawęczyn, woj. łódzkie), z prośbą o poradę dotyczącą rosnących u niej drzew. Umówiliśmy datę mojego przyjazdu i nie ukrywam, że z pewną dozą wzruszenia tam pojechałem. A skąd to wzruszenie?

Ano w tym parku, jesienią 1985 roku, wykonałem swoją pierwszą samodzielną pracę przy pielęgnacji drzew! Były to kasztanowce, a prace wykonywałem wtedy jeszcze przy pomocy podnośnika. Było to w kilkanaście dni od oficjalnego założenia firmy (przypomnę tę datę – 01.10.1985 r.). Przez pierwsze dni, po jej uruchomieniu, byłem jedynie tzw. „dolnym” przy pracach Klimka, a teraz pod jego czujnym okiem i oczywiście wysłuchując pilnie jego rad, sam miałem zrobić cięcia sanitarne! W parku tym pracowaliśmy przez kilka dni, ale później już nigdy tam nie byłem, nawet nigdy w pobliżu tego miejsca nie przejeżdżałem. I nagle teraz – ta wizyta!

Nie będę się rozpisywał (może przy innej okazji) o samym miejscu – dość, że znalazłem pięknie utrzymany obiekt (zarówno dwór, jak i park), w nim nieźle wyglądające stare drzewa (oczywiście odpowiednio do swojego wieku) i osobę, która z wielką pasją i pokorą podchodzi do otaczającej ją natury!

No i co najważniejsze, te moje kasztanowce tam były, w zupełnie dobrej kondycji!

Park w Trzciannie
Trzcianna, czerwiec 2022 r. Obok alejki prowadzącej od bramy do dworu, grupa „moich” kasztanowców.
Dwór w Trzciannie
Trzcianna, czerwiec 2022 r. Ogrodowa elewacja dworu.

Wracając do samego miejsca (Trzcianna), warte jest ono opisania z kilku powodów. Może w jednym z kolejnych odcinków to zrobię? Dlaczego jest tego warte?

Może m.in. dlatego, że dawny właściciel tego obiektu (od 1980 roku), był nam znany, był nawet przez krótki czas naszym wspólnikiem (i pracował fizycznie wraz z naszą dwójką!)?  Może dlatego, że był osobą nietuzinkową, wręcz można powiedzieć nieco tajemniczą? Piszę był, bowiem już od wielu lat nie żyje. Nawet jego śmierć u niektórych wywołała różne komentarze! Dowiedziałem się w trakcie tej wizyty, że pomiędzy nim a obecną właścicielką był jeszcze jeden „pan na tych włościach”.

Muszę to przemyśleć, aby nikogo nie urazić i nie narazić się na „prawnicze” konsekwencje. A tymczasem prezentuję skan przeźrocza pokazującego pracę Klimka przy starych, kilkusetletnich cisach, nadal rosnących w tym obiekcie.

Park w Trzciannie
Trzcianna, październik 1985 r. Klimek „w akcji” przy jednym z cisów (skan z przeźrocza).
Park w Trzciannie
Trzcianna, czerwiec 2022 r. Lewy cis to ten sam, co na zdjęciu powyżej.

++++++++++++++

I kolejne „zapętlenie” mojego życia zawodowego.

W dniu 1 lipca 2022 r. w konkursie na Polskie Drzewo Roku, organizowanym przez Klub Gaja, zwyciężył nasz łódzki Dąb Fabrykant rosnący w parku B-pa Klepacza!

W 2023 roku będzie reprezentował nasz kraj w konkursie międzynarodowym.

Ci z Państwa, którzy czytują moje opowieści od początku, wiedzą, że od końca lat 80-tych XX-wieku do początku lat 2000-nych XXI wieku, jako firma, wykonywaliśmy przy nim parce, w tym prace z zakresu chirurgii drzew! Pierwsze prace wykonaliśmy w 1988 roku, a w 2002 roku wykonaliśmy przy jego długim, charakterystycznym konarze podtrzymujący go tzw. pylon.

Wykonane przez nas prace szczegółowo opisywałem na tych „łamach”.

Jestem głęboko przekonany, że m.in. dzięki tym naszym pracom (w tym również z zakresu chirurgii drzew), dotrwał on w dobrej kondycji do tego ostatniego sukcesu!

Dąb Fabrykant
Widok Dęba Fabrykant z 1987 r. Zwracam uwagę min. na brak ogrodzenia tego parku, który nazywał się wtedy Parkiem Worcella.

++++++++++++++++++++++

I tutaj pierwotnie miałem przygotowaną zupełnie inną, dalszą część tego odcinka, ale… „czarny łabędź” cały czas krąży!

Fragment ten powinien mieć tytuł:

„Eutanazja starych drzew przy kościele w Przedborzu”!

Na początku sierpnia br. otrzymałem zaproszenie od właścicieli zabytkowego parku w woj. świętokrzyskim, abym obejrzał jego drzewostan. Głównie chodziło im o starego usychającego dęba. Z uwagi na fakt, iż w tych rejonach nie byłem od początku lat 90-tych XX w., zgodziłem się na ten wyjazd. Dodam, że ostatnio bardzo starannie dobieram sobie tego typu „wydarzenia” i nie w każde miejsca jeżdżę.

Ten wyjazd zaplanowałem tak czasowo, aby zdążyć obejrzeć otoczenie zabytkowego kościoła w Przedborzu. Pamiętałem, że rosły tam wokół niego, na wzgórzu, okazałe lipy, w tym pomniki przyrody, które na zlecenie ówczesnego Konserwatora Przyrody z woj. piotrkowskiego (takie wtedy istniało – to dla młodszy czytelników!) pielęgnowaliśmy.

Od tego czasu, moje drogi tamtędy nigdy już nie prowadziły.

10 sierpnia 2022 roku był pięknym, słonecznym dniem, a mijane okolice bardzo urokliwe…

Już kiedy podjeżdżałem w pobliże kościoła, to poza jego charakterystyczną wieżą, widoczne były na wzgórzu uschnięte, stojące wokół niego drzewa. Także kilka drzew, w podobnym stanie (uschniętych), było od strony głównego podejścia z miasta.

Byłem przerażony tym widokiem!

Suche lipy w Przedborzu
Przedbórz. Suche drzewa w otoczeniu kościoła p.w. Św. Aleksandra.
Sucha lipa w Przedborzu
Martwe drzewa w Przedborzu
Przedbórz. Wejście na wzgórze kościelne od strony miasta.

Obszedłem wzgórze, zastanawiając się nad przyczyną tego, co zastałem. Mam jednak zbyt duże doświadczenie, aby uwierzyć, że to co widzę to efekt zjawisk naturalnych, i że dotknął  je jakiś „pomór”, jakaś paskudna choroba!

Wystarczyło pochylić się nad nasadą pnia i nabiegami korzeniowymi każdego z uschniętych drzew, aby zauważyć wywiercone otwory o średnicy ok. 1 cm, niektóre „wstydliwie” zaślepione kawałkiem patyka. Jedne z tych ran były już zarośnięte (ale nadal łatwe do zauważenia), inne były bardzo widoczne i „zionęły” otwartymi, głębokimi otworami. Oczywiście wywiercono je w celu wprowadzenia do wnętrza drzewa jakiejś trucizny, która je uśmierciła!

Otwory w drzewie
Jeden z otworów nawierconych w nabiegach korzeniowych drzewa.
Otwór w drzewie
Otwór w drzewie
Widoczna „zaślepka” w jednym z otworów.

Kim trzeba być, żeby zadecydować o takiej „eutanazji” okazałych drzew i… jakim człowiekiem, żeby ją wykonać?

Jak kpina w takim przypadku wyglądają zamieszczone na tablicy kościelnej informacje o dofinansowaniu prac „konserwatorskich”. Co one konserwują? Głupotę ludzką?

Tablica informacyjna

Przecież o wartości zabytkowej tego miejsca decydowało również jego otoczenie, również te stare drzewa, w tym przypadku głównie nasze rodzime lipy, a nie posadzone tam obecnie …tfu…tuje!

Tuje
„Czego się Pan czepia? Czyż nie piękniej wyglądają te „tuje” niż paskudne stare lipy?”

Jacy ludzi pracują obecnie w służbach konserwatorskich, skoro dopuszczają do obsadzania takich miejsc, ze średniowiecznymi tradycjami, roślinami obcymi dla naszego środowiska, które pojawiły się w Europie na początku XVI w., a na terenach Polski dopiero na początku XIX wieku, dokładnie w 1808 roku! Jeżeli tego już nie uczą na wyższych uczelniach, to wystarczy kliknąć w Internet, aby się o tym dowiedzieć!

A swoją drogą, ciekawi mnie czy tym „pomorem” drzew ktoś się w Przedborzu zainteresował?

Cisną się wręcz takie pytania:

– Czy mieszkańcy to zauważyli? – Czy ktoś to zgłosił?  – Czy odpowiedzialne służby podjęły jakieś działania? Tu nie był potrzebny żaden Sherlock Holmes, wystarczył myślący („niezależnie”) posterunkowy!

Być może, że mieszkańcy to akceptują, bo przecież drzewa śmiecą, łamią się im gałęzie, więc…dalej z nimi!

Ale czy w całym Przedborzu nie ma miłośników przyrody, którzy wzięliby w ochronę te drzewa?

Widziałem już wiele podobnych poświęconych miejsc (otoczenia kościołów, cmentarze wyznaniowe), na których dokonano podobnych zniszczeń drzew. W Przedborzu zaskoczyła mnie jednak wielka skala i bezczelność oraz chyba świadomość bezkarności (?) takiego postępowania!

I jak na ironię temu wszystkiemu „przygląda się” Św. Franciszek, patron natury i ekologii, któremu, chyba „na osłodę”, zostawiono jako towarzyszkę niedoli lipę!

Ale na jak długo?

Św. Franciszek w Przedborzu
Przedbórz. Figura Św. Franciszka przed wejściem na kościelne wzgórze.

„… niszczenie przyrody niesie ze sobą niszczenie wspólnoty ludzkiej…”

To tylko jedno z wielu ważnych zdań, zawartych w pewnej pięknej książce, którą napisał Franciszkanin Ojciec Stanisław Jaromi OFMConv , a w roku 2019 wydało Wydawnictwo Znak – pt. „Boska Ziemia”. Wspominałem już kiedyś o niej w moich opowieściach. Polecam wszystkim, a przede wszystkim duchownym, którzy mają problem z właściwym traktowaniem otaczającej ich natury!

Pozwolę sobie z niej zaczerpnąć jeszcze kilka cytatów.

Najpierw z Dekalogu świętego Franciszka (str. 92):

„…3. Tobie została powierzona Ziemia jak ogród; rządź nią z mądrością.

4.Troszcz się o człowieka, o zwierzę, o zioło, o wodę i powietrze, aby Ziemia nie została ich zupełnie pozbawiona.

8. Pamiętaj, że świat nie jest jedynie odbiciem twego obrazu, lecz nosi w sobie wyobrażenie Boga Najwyższego.

9. Kiedy ścinasz drzewo, zostaw choć jeden pęd, aby jego życie nie zostało przerwane.

10. Stąpaj z szacunkiem po kamieniach, gdyż każda rzecz posiada swoją wartość.”

Z Credo chrześcijańskiego ekologa (str. 209):

„…

6. Chronimy bioróżnorodność. Troszczymy się o przyrodę w najbliższym otoczeniu.

    Wspieramy ideę Ogrodów Świętego Franciszka. Popieramy prawo poprawiające ochronę przyrody. Ziemia to dom i miejsce życia dla wszystkich stworzeń.

…”

Z Dziesięciu „zielonych przykazań” (str. 211):

„ 1. Ziemia, nasz wspólny dom, jest zagrożona. Dbaj o nią!

   4. Rozpoznaj w niszczeniu stworzenia grzech ekologiczny.

Martwe lipy w Przedborzu

Najprzykrzejsze jest to, że te zniszczone drzewa na kościelnym wzgórzu w Przedborzu, w woj. łódzkim, jak wiele innych zniszczonych drzew w podobnych cennych obiektach w naszym kraju, poza ewidentnymi stratami dla naszego środowiska, stanowią wielki dysonans z tak ostatnio hucznie ogłaszanymi różnymi programami ekologiczno-edukacyjnymi, mającymi chronić naturę wokół nas!

++++++++++++++++

Teraz trochę optymizmu!

Chciałbym zwrócić Państwa uwagę na pewne „zapoznane” miejsca w mieście Łodzi. Nie zawsze doceniane, często znane tylko nielicznym. Myślę, że takie miejsca są w każdym z naszych miast.

Miejsca często przez nas codziennie mijane, lecz niezbyt znane i doceniane, ze względu przede wszystkim na ich wartości ekologiczne, ale również i estetyczne, dla tkanki miejskiej. Może pozwoli to uchronić niektóre z nich przed zakusami „beznamiętnych” działań likwidatorskich.

To, które chcę przedstawić, znajduje się przy głównej ulicy Łodzi. Miejsce ocalało, tylko dzięki zdecydowanej postawie (kilka lat temu) mieszkańców, głównie lokatorów pobliskich bloków i kamienic.

Jest to pozostałość po gospodarstwie ogrodniczym jednej z najbardziej zacnych starych łódzkich rodzin ogrodników – rodziny Kołaczkowskich, położona przy ulicy  Piotrkowskiej 241.  

Rośnie tam, na niewielkiej powierzchni, wiele cennych okazów starych drzew jak: cisy, dęby szypułkowe odm. stożkowej, morwy, jesiony, klony (wśród nich piękny stary okaz klona polnego), świerki, daglezja i … moim zdaniem najgrubszy (ponad 130 cm w obwodzie) i chyba najstarszy (żyjący i nadal owocujący), na terenie naszego miasta – bez czarny. Znam to miejsce bardzo dobrze i często obok niego przechodzę, co jakiś czas zaglądając również „od środka”.

Dobrze, że dzięki zdecydowanej postawie okolicznych mieszkańców miejsce to zostało przed kilkunastu laty uratowane przed likwidacją, i może nadal tworzyć wartościową tkankę w samym centrum naszego miejskiego środowiska, tym bardziej cenną, że część z tych drzew ma wiek oscylujący wokół 100 lat!

Dawne gospodarstwo Kołaczkowskich
Łódź, ul. Piotrkowska 241, teren dawnego gospodarstwa ogrodniczego Jerzego Kołaczkowskiego.
Dęby kolumnowe
Łódź, ul. Piotrkowska 241, dęby szypułkowe odm. stożkowa, w różnych porach roku.
Cis na Piotrkowskiej
Łódź, ul. Piotrkowska 241. Jeden ze najstarszych cisów rosnących na terenie naszego miasta.

Z pewnością można znaleźć w naszym mieście jeszcze wiele innych podobnie ciekawych miejsc, czy to za przyczyną ich historii, czy za przyczyną ciekawych roślin na nich rosnących, a może…jak w przypadku powyższego, z obu tych powodów.

Liczę na to, że zostaną takowe odkryte również w trakcie społecznej inwentaryzacji drzew, przy pomocy aplikacji mapadrzewłodzi.pl., która od kwietnia br. jest, ogólnie (i bezpłatnie) dostępna dla mieszkańców naszego miasta! Korzystajmy z niej i odkrywajmy kolejne „zielone skarby” naszego miasta!

W tym pierwszym „powakacyjnym” odcinku (ale już 58) chciałbym też zwrócić uwagę na bardzo” intymne” miejsca, jakie często spotykam w trakcie moich „drzewnych peregrynacji” po naszym mieście. Chodzi o podwórkowe miejsca sąsiedzkich spotkań. Brakuje mi słowa na ich określenie. Gdyby nie to, że nazwa „kieszonkowe ogródki” została już mocno spostponowana niefortunnymi rozwiązaniami projektowymi w naszym mieście, to pasowałaby do nich „jak ulał”. Dla swoich potrzeb nazywam je „ogródkami przytulnymi”!

Prezentuję teraz jedynie kilka przykładów, i to nie specjalnie wybranych, ale takich „pierwszych z brzegu”. Większość z tych miejsc jest znana i dostępna jedynie mieszkańcom danej posesji. Dla przeciętnych przechodniów widoczne są one poprzez zamknięte bramy lub ażurowe ogrodzenia. Osobiście trafiam na nie m.in. przy okazji świadczenia różnych usług doradczo-eksperckich. Mimo ich wielkiej różnorodności, każde z nich ma jeden wspólny mianownik. Są nimi rosnące w pobliżu, lub będące nawet ich głównym składnikiem, drzewa (często nawet bardzo stare) dające cień oraz ochłodę w upały, tworzące również wokół siebie „rodzinną” atmosferę!

Podwórze kamienicy
Podwórko jednej z kamienic przy ul. Próchnika. Dominujące nad „zielonym salonikiem” drzewo to klon, którego obecnie bujna korona, w trakcie remontowania posesji była kiedyś przez nas przycinana.
Podwórze kamienicy
Urokliwy zakątek („z misiami”) podwórka kamienicy na ul Wólczańskiej, nad którym dominuje…
Korona kasztanowca
…przepiękna korona starego drzewa, pomnikowego kasztanowca.
Ogródek przy kamienicy
Czasami za odrapaną bramą ukrywa się urokliwy ogródek.
Podwórze przy ul. Bema
Autorowi (autorom) tego „intymnego” miejsca pod kasztanowcami musi grać indiańska (mongolska?) dusza! (Łódź, ul. Bema przy ul. Słonecznej)
Malwy na Pomorskiej
Choć już w fazie „schyłkowej” (zdjęcie zrobione na początku lipca) nadal ten fragment ul. Pomorskiej przy ul. Wierzbowej sprawia „przytulne” wrażenie, tym bardziej, że znajduje się przy jednej z bardziej ruchliwych ulic Łodzi.

++++++++

Wykorzystując trochę wolnego, wakacyjnego czasu, zajrzałem na niektóre „drzewne” strony, których bardzo wiele jest w Internecie. To bardzo dobrze, że jest ich coraz więcej.

Jak mawia klasyk…, jeżeli ktoś ma uratować nasze (ludzi) życie na Ziemi, to są to właśnie drzewa!!!

Zauważyłem jednak, że osoby wypowiadające się na tych różnych „łamach” popełniają jeden zasadniczy błąd – i nie są to tylko miłośnicy i amatorzy, ale i zawodowcy (naukowcy).

Uważam, że nie wolno porównywać starych drzew rosnących na terenach zurbanizowanych i zamieszkałych przez ludzi oraz drzew wzdłuż intensywnie użytkowanych szlaków komunikacyjnych, z drzewami rosnącymi w tzw. terenie (lasy, łąki, zadrzewienia śródpolne, parki podworskie etc.).

Chodzi mi oczywiście o sposób postępowania z nimi, czytaj… ich pielęgnacja i ochrona. Oczywiście wszystkie drzewa odczuwają zachodzące zmiany klimatyczne, mające wpływ na ich kondycję zdrowotną, ale…na stan drzew „miejskich” największy i bezpośredni wpływ ma konkretny człowiek. Człowiek, który zmienia im warunki bytowania, co „piętnaście sekund” (to takie moje sformułowanie na użytek prowadzonych prelekcji nt. drzew), patrząc w skali ich przemian ewolucyjnych i możliwości adaptacyjnych!

Dlatego nie mogę się zgodzić na modne ostatnio, „proekologiczne” stwierdzenia (w tym również utytułowanych osób), że drzewa winny sobie same poradzić i nie ingerujmy w ich życie, a te, co przetrwają, pozostaną z nami! Czy aby na pewno, tak się stanie?

Śmiem wątpić!

Dlatego nadal usilnie apeluję do odpowiedzialnych urzędów i decydujących o tym ludzi, o świadome, profesjonalne pielęgnowanie i dbanie o drzewa w miastach, zwłaszcza o te starsze!

++++++++

Mam nadzieję, że tym pierwszym, obarczonym wieloma emocjami, odcinkiem, rozpoczynającym trzeci sezon moich opowieści „o drzewach i nie tylko…”,  zachęciłem do ciągłego rozglądania się wokół, odkrywania i chronienia tych zielonych skarbów naszych miast i miasteczek, zachwycania się nimi oraz tworzenia nowych takich miejsc!

A mieszkańcom Łodzi  niezmiennie proponuję aktywny udział w inwentaryzacji drzew przy pomocy aplikacji Mapa Drzew Łodzi – Społeczna inwentaryzacja drzew (mapadrzewlodzi.pl) , bo kilka z pokazanych w tym odcinku miejsc (i drzew tam rosnących) odwiedziliśmy m.in. w trakcie spacerów inwentaryzacyjno-dendrologicznych. Kto na nich był, z pewnością rozpoznał!

I jednocześnie apeluję o reagowanie na wszelkie nieprawidłowości i dowody niszczenia otaczającej nas natury, w tym głównie drzew.

Każdy na miarę swoich możliwości.

Nie wolno nam być obojętnymi, bo to się bardzo źle skończy. I to dla wszystkich, bo niestety w tym przypadku, nie będzie grupy uprzywilejowanych i wybranych, bogatych i biednych, z partii takiej czy innej, wyznawców jednej czy drugiej religii!

Katastrofa dotknie (już dotyka …) wszystkich równo!

Chyba, że niektórzy zdążą odlecieć na inną, zadrzewioną i doskonałą planetę!

Podobno cały czas trwa poszukiwanie tej Planety B?

Tekst i zdjęcia: Marek Kubacki 

Poprzedni odcinek Opowieści Marka Kubackiego TUTAJ.

Pierwszy odcinek TUTAJ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *