W jednym z poprzednich odcinków wspominałem historię „stawiania” (w 1997 roku) sosny limby w Parku Klepacza w Łodzi. Chciałbym teraz kilka słów poświęcić okazom tej naszej rodzimej dendroflory, które rosną (lub rosły) poza swoim naturalnym miejscem występowania, jakim są tereny górskie. U nas są to m.in. Wysokie Tatry, tzw. piętro kosodrzewiny.

LIMBA, a raczej sosna limba (Pinus cembra L.), piękne drzewo, o równie pięknej, dźwięcznej, nazwie. Również w obcych językach jej nazwa ładnie brzmi np. Stone Pine (ang.), w bardzo dowolnym (moim) tłumaczeniu „sosna skalna”.

Należy do 5-cio igielnych gatunków sosny. Igły ma delikatne, cienkie.

Wyczytałem w „ikonicznym” dziele Włodzimierza Senety –„Drzewa i krzewy iglaste” (serdecznie polecam, choć jest już tylko dostępne w bibliotekach lub u antykwariuszy), pośród wielu innych ciekawych informacji, że introdukcja tego gatunku z terenów ich naturalnego występowania do parków i ogrodów najwcześniej nastąpiła w Polsce! Już w1652 roku posadzono je w Królewskich Ogrodach Botanicznych Króla Jana Kazimierza w Warszawie, a np. w Anglii dopiero w roku 1746!

Pięknie o tych drzewach pisali poeci, w tym m.in. Konstanty Stecki w 1923 roku:

„Ostatnia limba”

Nad ciemnym stawem limba stoi,

W głębinie wody się przeziera –

O sióstr strzaskanych tłumie roi.

Nad ciemnym stawem limba stoi,

Tęsknotę szumem igieł koi,

Czemuż i ona nie umiera?

Ostatnia limba jeszcze stoi

I w wodzie stawu się przeziera.

Coś mnie tak ostatnio na poezję wzięło!

To pewnie ta nostalgiczna aura, jaka nas teraz otacza, tak działa.

Ale akurat limby są bardzo „poetyckie”.
Przyznam się, że zaliczam je do moich najbardziej ulubionych drzew iglastych.

Jest to chyba ostatni dzwonek, żeby je przedstawić, bo stare drzewa tego gatunku znikają z naszych parków (usychają i są wycinane), a niestety młode rośliny nie są w ich miejsce wprowadzane. Czasami na ich miejscu pojawiają się „iglaki”, np. sosny innych gatunków, albo … o zgrozo, żywotniki!

Pory roku, jakie przed nami (późna jesień oraz zima), pozwalają zobaczyć urodę tych drzew w całej okazałości. Gdy bowiem rosnące w parkach w ich pobliżu inne drzewa rozwiną swoje ulistnienie, ich niewielkie korony, utworzone z delikatnych igieł, stają się trudno zauważalne.

Mam ponadto nieodparte wrażenie, że niewiele osób patrząc na nie ma świadomość, że obcuje z bardzo rzadkim drzewem, choć należącym do rodzimego gatunku.

Posiadam opracowanie dr inż. Władysława Danielewicza oraz mgr inż. Doroty Wrońskiej – Pilarek zamieszczone w Komunikatach Dendrologicznych nr 22 z 1993 roku pt. „Rozmieszczenie miejsc uprawy limby (Pinus cembra L.) w Polsce”.

Zawarto w nim m.in. ówczesne lokalizacje drzew w obiektach na terenie Polski.

Próbowałem odnaleźć niektóre z nich w trakcie moich peregrynacji po kraju. Niestety, tam gdzie trafiałem już ich dawno nie było.

Porównując również wykazy drzew rosnących w łódzkich parkach (wg publikacji „Parki Łodzi” z 1962 roku), zauważyłem, że wiele z nich ubyło, a te, które zostały, to drzewa bardzo „dojrzałe”, w różnej kondycji zdrowotnej i wszystkie raczej w schyłkowej fazie życia.

Zaprezentuję kilka okazów, jakie jeszcze można spotkać w naszych łódzkich parkach.

Park im. B-pa Klepacza

Tę powaloną przez wiatr w 1997 roku limbę już opisywałem. Nadal cały czas ją obserwuję, wygląda nieźle (na zdjęciu poniżej). Moim zdaniem ma się dobrze, jak na to, co ją w życiu spotkało, a świadczą o tym m.in. leżące w trawie resztki jej owoców – szyszek!

Limba
Łódź, 01.09.2021 r. Limba rosnąca w Park Klepacza.

Niektórzy ze spacerowiczów poświęcają jej trochę uwagi, ale bardziej ze względu na te odciągi, które nadal są przy niej zamontowane, niż na jej rzadkość.

Natomiast mało kto zwraca uwagę na fakt, iż niedaleko niej, przy tej samej alejce, idąc w stronę Al. Politechniki, rosną jeszcze dwa okazy tego gatunku, jednak dużo mniejsze i w gorszej kondycji, choć pewnie są równowiekowe.

Limby
Łódź, 16.11.2021 r. Dwie limby rosnące w Parku Klepacza.

Park im. J. Słowackiego

Spacerując po tym parku trudno zrozumieć, dlaczego zwany był dawniej „Wenecją”.

Poza nierównościami terenu, wskazującymi, że były tam kiedyś stawy, brak tam obecnie jakiejkolwiek wody (no chyba, że po silnych opadach).Oczywiście wiem, że park ten został znacznie zmniejszony, m.in. w wyniku rozbudowy otaczających go dwupasmowych ulic.

Szczęśliwie rosną tam jeszcze dwie ładne limby.

Jedna z nich znajduje się w pobliżu miejsca objawienia Św. Faustyny.

Ma pochylony pień i stosunkowo dużą koronę, ale niestety martwi mnie fakt, że zaczyna ją powoli dominować rosnący pod nią bluszcz pospolity, który już dosyć wysoko wyrósł po jej pniu! Należałoby go pilnie przyciąć, żeby nie dopuścić do zupełnego porośnięcia korony drzewa i w efekcie, w przyszłości, jego zaduszenia!

Natomiast druga z limb, rosnąca samotnie przy alejce, od strony ul. Pabianickiej, ma przepiękną, wręcz książkową koronę i jak ta w Parku Klepacza, również owocuje, ale wszystkie opadłe pod nią szyszki są szybko pozbawiane bardzo smacznych nasion (orzeszków – naprawdę bardzo smacznych). Toć przecie wielki przysmak wiewiórek!

Limba
Łódź, kwiecień 2021 r. Limba w Parku im. J. Słowackiego (w pobliżu znajduje się miejsce objawienia Św. Faustyny). Z lewej widać jej odchylenie od pionu, z prawej rosnący po pniu bluszcz.
Limba
Łódź, kwiecień 2021 r. Park im. J. Słowackiego. Limba rosnąca bliżej ul. Pabianickiej.

Park Źródliska II

Odnalazłem w nim jedno drzewo rosnące przy alejce, w pobliżu pięknego okazu miłorzębu i niedaleko jodły nikko (w części parku za Muzeum Kinematografii). Ma mocno zmniejszoną, wysoko uniesioną koronę i pochylony, wygięty łukowo pień.

Limba
Łódź, kwiecień 2021 r. Park Źródliska II. W środku przy alejce obok ławki limba.

             Park im. J. Piłsudskiego (d. Park na Zdrowiu, Park Ludowy)

            W części parku położonej w pobliżu wejścia do ZOO, która miała być wg projektu Stefana Rogowicza terenem ogrodu botanicznego (stąd czasami spotykana nazwa tego miejsca – „botanik”) zachował się ładny okaz o rozwidlonym pniu, rosnący pośród kosodrzewiny (wg cytowanego W. Senety to towarzystwo jak najbardziej dobrane).

Pochodzi na pewno z okresu zakładania tego założenia, czyli z lat 30-tych XX w.

Limba
Łódź, listopad 2021 r. Park im. J. Piłsudskiego. Limba na „na botaniku” w wersji zimowej.

To byłoby na tyle, jeżeli chodzi o stare, znane mi sosny limby w Łodzi.

Wszystkie z tych drzew „oscylują” wokół liczby 100, jeśli chodzi o ich wiek. Może trochę mniej, może trochę więcej. Pamiętać trzeba, bowiem, że kiedyś zakładając parki i ogrody, sadzono w nich drzewa dobrze wykształcone („pełnowartościowe”) o wymiarach pozwalających na tworzenie z nich niejako od razu ogrodowych „struktur”, a nie prawie niewidoczne zza podtrzymujących je palików, jak to ma często jeszcze miejsce obecnie!

Od Redaktor Naczelnej „Zielnika Łódzkiego” wiem, że jeszcze jeden stary okaz rośnie w parku im. A. Mickiewicza, przy ogrodzeniu willi, w pobliżu placu zabaw.

W parku tym, przy alejce otaczającej główną łąkę, w pobliżu jodły nikko, posadzono ok. 20 lat temu młody okaz limby, w miejscu wyciętego starego drzewa. Drzew(k)o to obecnie ma ok. 2 m wysokości.

Jeżeli ktoś z czytających zna lokalizację jeszcze innych starych drzew tego gatunku w Łodzi, proszę o informację! Może jakieś przeoczyłem? A może ktoś ma starą limbę w prywatnym ogrodzie? Chętnie zobaczę.

I jeszcze pewna historyjka o limbie, ale… nie do końca o limbie, jak się okazało po latach!

Będąc uczniem technikum, wiosną 1969 roku, odbywałem w Pieninach praktyki. Oczywiście wędrując po okolicy trafiłem również na Sokolicę i kolega zrobił mi zdjęcie na tle rosnącej na jej szczycie…limby. Tak wtedy mi mówiono, że to drzewo to limba! Więcej powiem, również na starych zdjęciach w albumach trafiały się podpisy z tego miejsca – „limba na Sokolicy”. Moja ówczesna wiedza botaniczna była zerowa, więc tę nazwę przyjąłem do wiadomości jako pewnik.

M. Kubacki na Sokolicy
Pieniny, Sokolica, wiosna 1969 r. Ja i sosna (dotychczas myślałem, że limba). Dobrze chociaż, że jest nie tylko zwyczajna, ale i „wdziarowa”.

I trwałbym w tym swoim błędnym przekonaniu nadal, gdyby nie mój Przyjaciel, były Dyrektor Pienińskiego Parku Narodowego (i nie tylko), o którym miałem już przyjemność wcześniej wspominać  (od lat na zasłużonej emeryturze) – Andrzej Szczocarz.

Z początkiem 2021 roku otrzymałem od Niego maila z informacją, że to drzewo na Sokolicy uległo ponownemu, trzeciemu już w ostatnim okresie, poważnemu uszkodzeniu. Pierwsze uszkodzenie nastąpiło dnia 06.09.2018 roku, w trakcie akcji ratunkowej przy użyciu helikoptera. Sprawa ta była głośna w mediach i wstrząsnęła miłośnikami Pienin i jej symbolu, jakim jest ta sosna, rosnąca od kilkuset lat na Sokolicy.

Andrzej konsultował wtedy ze mną, czy ewentualnie podejmować jakieś działania zabezpieczające (w tej sprawie zwracali się do niego pracownicy PPN). Były tam pewne propozycje w tym zakresie, do których się ustosunkowałem. Przy okazji Andrzej (jak to On, bardzo delikatnie!) wyprowadził mnie z błędu, co do gatunku tego drzewa z Sokolicy.

Pozwolę sobie zacytować fragment owego listu, mając przyzwolenie jego Autora:

… „Przesyłam Ci zdjęcia sosny z Sokolicy, które otrzymałem z PPN.

Jedna uwaga. To nie jest sosna limba. To jest sosna zwyczajna Pinus sylvestris.

W Pieninach jest uważana za specyficzny ekotyp nazywany sosną wdziarową. (podkreślenie moje MK).

Odznacza się charakterystycznym pokrojem. Ten pokrój moim zdaniem wynika z tego, że rośnie na półkach skalnych, gdzie ma bardzo ubogą glebę i dlatego jest niska, a jej pokrój jest trochę krzaczasty. Posadzona w dobrych warunkach siedliskowych nie różni się pokrojem od innych sosen zwyczajnych.”…

Dla nieznających tego określenia podaję definicję wg Słownika Języka Polskiego:

wdziarregionalne; drzewo rozprzestrzeniające się na niezarośniętym terenie.

Przy okazji otrzymałem również od Andrzeja kilkanaście zdjęć sosny ze stycznia 2021 roku, kiedy zauważono kolejne (trzecie uszkodzenie) oraz z maja 2021 r. Zdjęcia wykonane zostały przez pracowników Pienińskiego PN.

Majowe zdjęcia wykonano w ramach szerokich konsultacji prowadzonych w celu podjęcia decyzji o ewentualnych dalszych krokach wobec tego uszkodzonego drzewa.

Zainteresowanych odsyłam m.in. na strony internetowe Pienińskiego Parku Narodowego (Biuletyn PPN) gdzie można znaleźć m.in. szczegółowe informacje o batalii na rzecz uratowania tej sosny oraz wiele innych ciekawych informacji. Polecam gorąco!

Sosna na Sokolicy
Tak ta reliktowa sosna rosnąca na Sokolicy wyglądała przed zniszczeniami. (Zdj: tatromaniak.pl/aktualnosci/byla-symbolem-pienin-slynna-sosna-na-sokolicy-zniszczona/. Dostęp 25.11.2021;15:04)
Sosna na Sokolicy
Zdjęcie sosny na Sokolicy ze stycznia 2021 roku. (Zdj. Grzegorz Vončina)
Sosna na Sokolicy
Zdjęcie sosny na Sokolicy z maja 2021 roku. (Zdj. Grzegorz Vončina)

…………….

Nim wrócę do moich „zapisków kronikarskich”, czyli prac i zdarzeń z historii naszej firmy opowiadanych z kalendarzem w ręku, wspomnę jeszcze coś, co mi umknęło. Coś, co w części „firmowej” moich wspomnień tworzyłoby pewną lukę!

W roku 1999 musieliśmy dokonać kolejnego przemieszczenia siedziby naszej firmy w Łodzi. Z ul. Kamińskiego, za przyczyną firmy wynajmującej nam ten obiekt, przeniesiono nas na ul. Narutowicza pod nr 88, gdzie w podwórzu wskazano parterowy budyneczek na nasze potrzeby. Łódzka Wytwórnia Kopii Filmowych, która w między czasie przekształciła się w „UNIFILM” , będąc w stanie likwidacji, „porządkowała” swoje sprawy własnościowe.

Ponieważ mieliśmy już niejako wprawę w takich przenosinach, to poszło nam to „zgrabnie”.  Było to nawet na jakiś czas pozytywne zdarzenie, bo przez pewien okres panował wręcz idealny porządek w naszym magazynku.

Nowa siedziba

Niejako „w prezencie” otrzymaliśmy po poprzednikach  motywacyjny szyld wiszący na ścianie naszej nowej siedziby o treści: „Dzień Dobry. Życzymy owocnej pracy”!

I do tego był taki „branżowy”, bo ozdobiony kwiatkami.

Siedziba firmy
Kolejna lokalizacja naszej firmy przy ul. Narutowicza 88, z „motywacyjnym” szyldem na ścianie.

Już nie pamiętam, czy dzięki temu szyldowi wydajność naszej brygady się zwiększyła? Natomiast powiało minionymi czasami.

Stosunkowo szybko, bo już na wiosnę w 2002 roku, musieliśmy sami znaleźć nowe miejsce na siedzibę firmy, gdy wymówiono nam i ten najem pomieszczeń. No „ale o tym po tym”, jak mawiał czasami filozoficznie jeden z naszych pracowników.

Wracając zaś do chronologii zdarzeń z życia firmy, to doszedłem już w nich do roku 2000, zaliczanego co prawda jeszcze do wieku XX-go, ale dawało się wyczuwać, że Ziemianie czekają już na wejście w nowy wiek XXI, czyli rok 2001, a ten traktują nieco jak rok „przejściowy”!

W firmie jakiś spektakularnych prac w tym roku nie było, ale za to mieliśmy z Klimkiem okazję uczestniczyć, wraz z Koleżeństwem z PTChD-NOT, w historycznym wyjeździe do Paryża. Ale z jakiego powodu nazywam go historycznym, wyjaśnię w odpowiednim momencie moich wspomnień!

Część firmy pracowała dalej na Cmentarzu Żydowskim w Łodzi, jednak tylko w I kw. Później przerwano nam te prace, m.in. za przyczyną różnych zmian w instytucjach, z którymi współpracowaliśmy. Ponownie do prac przystąpiliśmy dopiero w IV kw. 2000 r., przy czym zmienił się również nasz bezpośredni Zleceniodawca, bo Fundację Monumentum Iudaicum Lodzense zastąpiła Gmina Żydowska.  Zmiana formalnego Zleceniodawcy naszych prac spowodowała też ograniczenie ich zakresu. Od jesieni 2000 r. podpisywaliśmy umowy na krótki czas i ściśle określone prace, np. uporządkowanie tzw. „dołów gettowych” znajdujących się wzdłuż ceglanego muru. Rok 2000 był ostatnim, w którym wykonywaliśmy na cmentarzu konkretne prace porządkowe (te w I kw.). W kolejnym, czyli 2001 r. (jak się okazało później ostatnim roku naszych prac na Cmentarzu Żydowskim), w ramach kilku drobnych umów, kosiliśmy jedynie porastające go intensywnie chwasty. O tych pracach i różnych perturbacjach z nimi związanych pisałem również w kilku poprzednich odcinkach.

Cmentarz żydowski
Zdjęcie powyżej i poniżej – prace porządkowe na Cmentarzu Żydowskim w I kw. 2000 r.
Cmentarz żydowski
Cmentarz żydowski
Tak wyglądały efekty naszych prac na kwaterach. Z lewej teren przed pracami porządkowymi. Widok z jesieni 2000 r.
Cmentarz żydowski
Widoki – zimowy i jesienny- Cmentarza Żydowskiego w Łodzi
Cmentarz żydowski
Cmentarz żydowski
Doły gettowe po ich uporządkowaniu w jesieni 2000 r. (Zdj. Artur Michalski)

Obsługiwaliśmy Spółdzielnie Mieszkaniowe oraz Administracje Nieruchomościami. Każdego roku (zwłaszcza w pierwszym kwartale), mieliśmy sporo zleceń na prace pielęgnacyjne i ścinki drzew na terenach zieleni zarządzanych przez te instytucje. Bardzo dużo prac wykonywaliśmy m.in. dla SM „Teofilów”, a z AN najwięcej na terenie Polesia i w Śródmieściu. Licznie wykonywaliśmy usługę frezowania pniaków. Nasz obsługujący w tym czasie frez pracownik Andrzej jeździł nie tylko po całym mieście i okolicy, ale również po Polsce (m.in. woj. opolskie, wielkopolskie, małopolskie, mazowieckie).

W tym samym okresie brygada „polanowska” wykonywała prace na cmentarzu w Darłowie. Byłem przy tym, bo jak zawsze na początku roku jeden z nas (Klimek lub Ja), jechał do Polanowa i Koszalina niejako „uruchomić” w nowym roku prace w tamtym rejonie oraz podogrywać wszelkie sprawy logistyczne.

W ramach tego zlecenia był m.in. jesion (niestety nie jest to drzewo ze zdjęcia poniżej) z dużą ilością grubych, suchych konarów. Nawet z dołu było widoczne, że niektóre z nich trzymają się jeszcze na drzewie na tzw. „słowo honoru”!

Dzień był pochmurny, zimowy. Kilka stopni mrozu – niewiele, ale jednak leżał wkoło śnieg, na szczęście nie było silnego wiatru. Pracownikowi, który wszedł na drzewo, poleciłem, aby każdy odcinany konar podwiązywał na dwie liny, aby można je było opuszczać „w poziomie”. Dawało to lepszą kontrolę oraz wymuszało asekurację lin przez minimum dwóch „dolnych” pracowników (lepszy rozkład sił) oraz ten trzeci, przejmujący i często przekierowujący konar we właściwe do jego złożenia miejsce.

Tak bywało z reguły, ale.. zasada Czarnego Łabędzia przecież obowiązuje!

Ponieważ działo się wszystko na moich oczach, nie mogłem mieć zastrzeżeń do żadnego z nich za to, co się tam wydarzyło! Otóż po podwiązaniu konara w dwóch miejscach (był naprawdę gruby i długi na kilka metrów) i naciągnięciu lin asekuracyjnych, na których miał on być opuszczony na dół, w momencie jego docinania, opadając w dół, podzielił się na trzy kawałki i spadł niekontrolowany na okoliczne groby!

Najpierw pomyślałem, że pękła któraś z lin, ale gdy podszedłem do miejsca upadku zobaczyłem, że obie są całe oraz, że… obie zadziałały jak noże na ten mocno spróchniały konar! Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że stało się to w starej części cmentarza, bez „wypasionych” nagrobków. Uszkodzeniu uległy trzy stare groby z lastrico i to takie w formie obramowania wokół części ziemnej! Uff! Odetchnąłem, bo szkody były stosunkowo niewielkie. Później opuszczaliśmy zdecydowanie mniejsze kawałki odcinanych konarów, ale wszystkie z duszą na ramieniu!

Aha! Mocno zestresowanego pracownika, który jako pierwszy wszedł na to drzewo, zastąpił na drzewie drugi.

Praca na cmentarzach zawsze jest mocno stresująca, co prawda sporadycznie dochodzi do podobnych zdarzeń, ale nigdy – dopóki nie odjedzie się szczęśliwie po pracach – nie można tracić „czujności”. Zdarzały się przecież różne „niespodziewajki”, np. w trakcie załadunku urobku czy prac porządkowych!

Ścinka na cmentarzu
Ścinka sekcyjna na cmentarzu w Darłowie zimą 2000 r.

Darłowo (i okolica) było w 2000 roku często przez naszą brygadę odwiedzane. Po pracach na cmentarzu wiosną, pracowaliśmy również przy drzewach rosnących w pobliżu zabytkowej bramy (park-zieleniec wzdłuż obecnej ulicy M. Curie-Skłodowskiej) oraz przy innych, głównie ulicznych drzewach na terenie miasta.

Darłowo
Darłowo, maj 2000 r. Klimek w towarzystwie inspektora z UM. Za nimi widać okazałe buki w trakcie prac.

Zlecono nam również prace na cmentarzu w pobliskiej wiosce Krupy, gdzie wycięliśmy uschnięte drzewa.

Krupy to niewielka, stara, poniemiecka wioska, jakich wiele w zachodniopomorskim, niczym się specjalnie niewyróżniająca, jednak w 2011 roku usłyszała o niej cała Polska.

Na tamtejszym cmentarzu został pochowany, po swojej krótkiej acz burzliwej karierze politycznej, lider Samoobrony Andrzej Lepper.

Wykonywaliśmy jeszcze prace przy pomnikowej alei bukowej Nacław – Jacinki, już kilka razy przeze mnie wspominanej. Nie były to jednak zaplanowane prace pielęgnacyjne, tylko prace interwencyjne. Jedne z ostatnich. W kolejnych latach przestano korzystać z naszych usług przy tej alei.

 Niestety nowi zarządcy (nowe województwo) inaczej podchodzili do tematu tego pomnika przyrody, moim zdaniem o skali wartości przekraczającej znacznie jego lokalny charakter.

Ja mimo to ciągle ją obserwowałem, bo dopóki utrzymywaliśmy w Polanowie brygadę, przy każdych odwiedzinach  przemieszczałem się po niej wielokrotnie.

Stare, niepielęgnowane buki, rosnące przy drodze o natężonym ruchu samochodowym (droga krajowa zupełnie bez pobocza, z pniami drzew przy samej jezdni!), zimową porą intensywnie poddawane działaniu solanki (liczne zakręty i podjazdy) oraz różnym remontom, zaczęły pod wpływem coraz częstszych silnych wiatrów ulegać wykrotom.

Aleja bukowa
Wykroty drzew na alei bukowej Nacław-Jacinki – pomniku przyrody.
Wykroty

Dodać trzeba, że po obu stronach alei rozciągają się kilkuset hektarowe intensywnie uprawiane pola, co również wpływa na ich kondycję. Aleja jakby „przecina” te pola na długości kilkunastu kilometrów. Dawni właściciele tych posiadłości posadzili te drzewa dla komfortu przemieszczania się swoimi powozami, bądź konno, i to o każdej porze roku!

Aleja bukowa
Ledwie widoczne, ponad okolicznymi polami, korony buków rosnących na alei.

Sam widziałem, jak potężne maszyny rolnicze przyorywały im korzenie, bądź łamały zwisające nisko gałęzie i konary. Kiedyś nawet poproszono mnie, w imieniu zagranicznej firmy (dzierżawcy tych pól), o opinię jak unikać tych kolizji, ale… biznes musi funkcjonować, a samochody jeździć po drodze!

Aleja bukowa
Aleja bukowa i sąsiadujące z nią, intensywnie uprawiane pola.

Zaczęło występować zjawisko „domina”, tzn. upadające drzewo powalało lub łamało drzewo sąsiednie, czasem kilka. Tworzyły się w alei, dotychczas zwartej, duże „luki”.

Służby drogowe ograniczały się jedynie do usuwania powalonych drzew, nikt nie myślał, aby w jakiś sposób „zaopiekować” sąsiednie drzewa, które co prawda nie padły, ale były silnie pokaleczone (połamane konary, liczne rany w koronach, rozdarcia pni etc.).

Kiedy przyglądałem się tym powalonym drzewom, za każdym razem stwierdzałem, że najsłabszym ich elementem był mocno uszkodzony, często poobcinany ze wszystkich stron, zagrzybiony i próchniejący system korzeniowy. Natomiast mimo zewnętrznych ran i ubytków ich okazałe pnie z reguły były pełne, a więc masywne i….ciężkie. Do tego miały wysoko rozbudowane (podkrzesywane mocno), gęste korony. To wszystko w momencie, gdy utracony został monolit alei, czyli jej zwartość i wzajemne przenikanie (i podtrzymywanie się) koron, powodowało, że wiatry zaczęły zbierać swoje obfite żniwa!  

Aleja bukowa
Z lewej widoczna jedna z pierwszych dużych luk po wykrotach drzew (wczesna wiosna 2000 roku).
Aleja bukowa
Przykład „niezaopiekowanego” drzewa, wyłamanego przez upadającego sąsiada.
Aleja bukowa
Widoczne silne zniszczenie korony stojącego drzewa przez padającego sąsiada.
Wykrot
Bryła korzeniowa wywróconego przez wiatr drzewa…
Pnie bukowe
… i przecięte „pełne” pnie.
Pnie bukowe
A były to „słuszne drzewa” – ten leżący pień miał średnicy 150 cm!

Kiedy widziałem, jak rok po roku w efekcie tych zniszczeń duże odcinki tej drogi traciły już charakter alei , a także „żałosne” próby jej odtworzenia, wywoływało to we mnie uczucie złości i zarazem bezsilności.

Aleja bukowa
Bo obu stronach tej drogi rosły kiedyś okazałe buki.
Rekonstrukcja alei
„Rekonstrukcja”(!!!) alei bukowej – pomnika przyrody – widok z 2014 r.
Rekonstrukcja alei
I to samo miejsce „rekonstrukcji” po siedmiu latach (roślin dosadzono). Widać, że zupełnie inny gatunek jest wprowadzony (klony) w miejsce buków, (czy aby za zgoda konserwatora przyrody?).

Miałem jedynie małą satysfakcję (?), że najmniej tych szkód powstawało na tych częściach alei, na której wykonany został na początku lat 90- tych XX w. pełen program zabiegów z zakresu chirurgii drzew.

I tak jest nadal, o czym miałem okazję się przekonać, gdy widziałem tę aleję latem 2020 r., czy wczesną wiosną 2021 r.

Tylko na niektórych jej odcinkach można jeszcze „smakować” jej urodę.

Aleja bukowa
Niestety coraz rzadszy widok na alei.

Ostatnio „obiło mi się o uszy”, że podobno będą prowadzone prace mające na celu ocenę stanu zachowania tej pomnikowej alei? Mam nadzieję, że pójdą za tym również  prace pielęgnacyjne przy drzewach. Oby nie trwało to wszystko za długo,  i oby w ich efekcie udało się uratować choć trochę dla potomnych, z tego przepięknego (u)tworu…

Aleja bukowa

…powstałego dzięki współpracy (tak, tak, współpracy!) Człowieka i Matki Natury.

Tekst: Marek Kubacki

Zdjęcia: Marek Kubacki, jeśli nie podpisano inaczej

Poprzedni odcinek Opowieści Marka Kubackiego TUTAJ.

Jeden komentarz

  1. Od prawie 50 lat zajmuję się, ogólnie mówiąc, zielenią w Koszalinie. Pamiętam Pana poczynania i dumę wśród zarządzających zielenią miasta z Pana robót. Dzisiaj też jest wiele do zrobienia, bo nic nie zastąpi starych drzew. Dzisiaj walka o żywotność jednej jodły na Rynku Staromiejskim, powoduje u niektórych zdziwienie, sarkastyczny uśmiech. Inni mówią wprost- i tak uschnie, szkoda kasy. Często podlanie jej w okresie suszy, stanowi problem dla odpowiedzialnych służb. Chylę czoła dla Pańskiej działalności i proszę nie przestawać kształcenia nowych pokoleń.

    Jolanta Staniszewska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *