Pana Marka Kubackiego poznałam przed dwoma laty na spotkaniach Społecznych Opiekunów Drzew w Łodzi, kiedy z inicjatywy Szymona Iwanowskiego prowadził szalenie interesujące wykłady o drzewach dla łódzkich Drzewolubnych. Pan Marek od 35 lat zajmuje się drzewami. Zgodził się spisać dla Was swe dendrologiczne opowieści ilustrowane archiwalnymi zdjęciami i udostępnić na łamach “Zielnika łódzkiego”. Oddaję więc głos Markowi Kubackiemu:

Proponuję Państwu następująca konwencję moich opowieści.

Będę się starał zachować chronologię zdarzeń (choć nie pozbawioną dygresji czasowych), a każdy ich okres zawierał będzie historię jakiegoś drzewa (drzew) – albo takiego, którym się zajmowaliśmy jako firma, albo z innych powodów wartego wzmianki!

Na początek, skąd te drzewa w moim życiu?  A są w nim już 35 lat!

Moja historia z drzewami rozpoczęła się w 1984 roku, kiedy poszukując swojego miejsca pracy zatrudniłem się w Zakładzie Zadrzewień i Rekultywacji Ligi Ochrony Przyrody Oddział w Lodzi. W skrócie ZZiR LOP.

(Już tylko nieliczni pamiętają, że LOP miała wtedy w całej Polsce kilkanaście zakładów wykonujących prace związane z urządzaniem i pielęgnacją terenów zieleni, a także zakłady produkcyjne i Biuro Projektowe. Zatrudniała w nich sporo wysokiej klasy fachowców, z których wielu po zmianach ustrojowych pozakładało swoje firmy, niektóre z nich do dzisiaj funkcjonują m.in. jako firmy rodzinne).

Tam poznałem człowieka, który w pewnym momencie (w roku 1985) namówił mnie do wspólnej działalności gospodarczej (tzn. do założenia tzw. prywatnej firmy).

Firma ta miała zajmować się wszystkim związanym z drzewami (w tym m.in. pielęgnacją najstarszych drzew, tzw. pomników przyrody)!

Ta osobą jest mój Przyjaciel, a przez 30 lat również Wspólnik – Wincenty Klemens  Zbroński, znany ogólnie jako Klimek. I jako Klimek będzie on pojawiał się w moich opowieściach. To dzięki niemu głównie coś, co myślałem, że będzie jedynie epizodem w moim życiu zawodowym, pochłonęło je bez reszty i w czym trwam do dzisiaj, już co prawda jako emeryt, ale nie „na emeryturze”. Ci co mnie znają wiedzą, że nadal staram się być bardzo aktywny zawodowo i społecznie, dzieląc się przede wszystkim swoją wiedzą i wieloletnim doświadczeniem!

I te opowieści, do których zostałem namówiony przez Panią Małgosię Godlewską, otwierając mi jednocześnie wirtualną przestrzeń na swoim blogu, traktuję również jak formę przekazywania tych zdobytych doświadczeń.  Pracując z drzewami, które (nawet jak było to jeszcze niepopularne) traktowałem jako organizmy żywe wymagające indywidualnego podejścia i wielkiej pokory! Przekonałem się wielokrotnie, że wiedza tzw. „książkowa” jest ważna, ale najważniejsza jest bezpośrednia praca przy nich oraz obserwacja ich reakcji na przeprowadzone zabiegi. Piszę nie bez kozery „zabiegi”, bo do dzisiaj drzewa traktuję jako swoich „pacjentów”. Od momentu bowiem rozpoczęcia tego etapu swojego życia czułem się „chirurgiem drzew”! Nie leśnikiem , ogrodnikiem, arborystą, tylko właśnie chirurgiem drzew!

Wiem, że od pewnego czasu określenie to jest już niepopularne ale…..

Ja swoje wiem i jednocześnie nikomu nie odmawiam własnych racji, byle była ona udokumentowana wiedzą i doświadczeniem zdobytymi w rzetelnej i uczciwej praktyce, a nie jedynie zapożyczeniami…… .

Rok 1985
Rok 1985

Dąb szypułkowy – pomnik przyrody „ Dąb Cygański” – w lesie koło Kluk.

Nasze pierwsze ważne drzewo!

(Niestety już go nie ma! Został zniszczony przez podpalenie i ścięty w 2012 roku. Podobno z jego owoców zostało wyhodowanych kilkadziesiąt roślin i  wysadzonych przez Lasy Państwowe.)

Rok 1985 – drzewo przed pracami (zdjęcie – skan ze slajdów)
Rok 1985 – drzewo przed pracami (zdjęcie – skan ze slajdów).

W październiku 1985 roku dostaliśmy propozycję od Konserwatora Przyrody woj. piotrkowskiego (wtedy takie istniało jako jedno z 49 województw) przeprowadzenia prac pielęgnacyjnych drzewa pomnikowego w lesie koło Kluk. Był to dąb szypułkowy (Quercus robur) – zwany „Dębem Cygańskim”. Skąd ta nazwa?

Ano miejsce związane jest z mało znaną legendą.

W czasach kiedy w Polsce rządziła królowa Jadwiga (1384-1399), wraz ze swą świtą udała się ona w podróż do Parzna, by przekazać tutejszemu proboszczowi prezent w postaci ornatu. Królową zastała jednak burza i jej orszak zgubił się w lasach. Po długich poszukiwaniach dworzanie dostrzegli ognisko i tabor cygański obozujący pod dębem. Cyganie serdecznie przyjęli niespodziewanych gości, nakarmili i napoili. W dowód wdzięczności królowa sowicie ich wynagrodziła, a drzewo, przy którym znajdował się obóz, nosiło odtąd nazwę „dębu cygańskiego”.

Dąb Cygański
Rok 1985 – korona po cięciach sanitarnych (zdjęcie – skan ze slajdów).
Dąb Cygański
Rok 1985 – w trakcie prac przy ubytku kominowym (zdjęcie – skan ze slajdów).
Dąb Cygański
Klimek w akcji! Rok 1985 – w trakcie prac przy ubytku kominowym (zdjęcie – skan ze slajdów).

Działo się to w pobliżu m. Kluki, woj. łódzkie.

W ramach zleconych prac wykonaliśmy cięcia sanitarne w koronie oraz pełne zabezpieczenie ubytku kominowego wraz z impregnacją oczyszczonego z murszu martwego drewna w jego wnętrzu. Spędziliśmy przy nim trzy dni.

Dąb Cygański
Rok 2005 – zdjęcie autora.

Po naszych pracach trwał w niezłej kondycji przez 27 lat, dopóki nie padł ofiarą wandalizmu!   (CDN)

Marek Kubacki

Dąb Cygański
Płonący dąb! – sierpień 2012.
Zdjęcie ze strony www.belchatow.naszemiasto.pl
Dąb Cygański
Powalony, spalony! – sierpień 2012.
Zdjęcie ze strony www.belchatow.naszemiasto.pl

Drugą część opowieści Pana Marka Kubackiego (o parkach w Krasnowie i Halinie koło Bolimowa) znajdziecie TUTAJ.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *